Listy do redakcji Angory (04.08.2024)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy oraz zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„Polak leczy się za swoje”, 

„List do Pana PrezydĘta” 

Ktoś wyłączył myślenie… 

W 28. numerze „Angory” ukazał się artykuł red. Macieja Mikołajczyka pt. „Polak leczy się za swoje”. Ponieważ i ja jestem w grupie społecznej leczącej się „za swoje”, na podstawie własnego doświadczenia zgadzam się w całości z jego treścią, chciałbym jednak poruszyć dodatkową kwestię, pominiętą przez autora. Chodzi mianowicie o korzystanie z darmowych leków przez osoby w wieku 65 plus, do których również należę. Otóż z tego przywileju mogę skorzystać jedynie w przypadku otrzymania recepty wystawionej przez lekarza w ramach wizyty na NFZ. 

Jeżeli pójdę prywatnie do specjalisty, taka możliwość odpada. Jak widać, państwo po cichu wysysa z emerytów dodatkowe pieniądze, ponieważ wiadomo, że do wielu specjalistów na NFZ trzeba czekać kilka, a nawet kilkanaście miesięcy (jeśli nie lat). 

Tak więc przywilej korzystania z darmowych leków jest często iluzoryczny. Konstytucja mówi, że „obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej, finansowanej ze środków publicznych”. 

Wiadomo, jaki jest stan naszej służby zdrowia (a perspektyw na poprawę brak), zatem państwo, w sytuacji niemożliwości zapewnienia tego dostępu, powinno nie tylko nie „karać” seniorów za korzystanie z prywatnych gabinetów, ale umożliwić KAŻDEMU, niezależnie od wieku i stanu zdrowia, odliczanie kosztów leczenia oraz prywatnych badań od przychodów. Nie byłoby to rozwiązanie idealne, ale uczciwe w istniejącym stanie rzeczy i chociaż trochę pozwoliłoby zmniejszyć każdemu wydatki na poprawę stanu zdrowia. Na razie jednak, obserwując działania naszych władz w powyższych kwestiach, kłania się powiedzenie, że od mieszania łyżką w garnku jedzenia nie przybywa. 

Chciałbym się jeszcze odnieść do listu czytelnika podpisującego się HANYS z tegoż numeru „Angory”, zatytułowanego „List do Pana PrezydĘta”. Zgadzam się z tym, że Ślązacy są uczciwi, pracowici, otwarci i szczerzy, jednak nie mogę się zgodzić, że cechuje ich znakomita pamięć. Otóż w minionych latach Jarosław Kaczyński wyrażał się o nich obraźliwie, stwierdzając nawet, że są opcją niemiecką. Mateusz Morawiecki również nie był lepszy w ich ocenianiu…

I co z tego wynikło? Ano nic! Morawiecki 15.10.2023 r. dostał najwięcej głosów w całym okręgu 31, bo aż 117 064. Wypada tylko mieć nadzieję, że wielu mieszkańcom naszego województwa w odpowiednim momencie wróci pamięć. Serdecznie pozdrawiam Autora listu. WITOLD SONIEWICKI, hanys z urodzenia, ale nie z pochodzenia

„A co z waloryzacją?” 

Praca pracy nierówna… 

Urawniłowka, jaką zgłasza p. Maria w swoim liście „A co z waloryzacją?” („Angora” nr 27), ładnie wygląda, ma – politycznie, gospodarczo i społecznie – same wady i kieruje społeczeństwa „w dół”. Wysokość emerytur zależy od czynników, np. rodzaju i stażu pracy, wykształcenia, pełnionych funkcji itd. KAŻDA UCZCIWA praca jest potrzebna, ale praca pracy nierówna. Uczciwe, nawet bardzo wysokie, pensje, emerytury i waloryzacje mają to odzwierciedlać. 

Nie myślę o korpobanksterach, których profity są grabieżą. Płaskie emerytury, choć niegroźne społecznie, są krzywdzące. Ogólna urawniłowka psuje. Dla dużej części społeczeństwa klasa średnia to był cel. Inspirował ambitnych, zdolnych, pracowitych itd. do nauki, do brania ryzyka zawodowego, samodzielnego myślenia itd. I tak powstawały stabilne, dość wykształcone i porządne kadry urzędnicze, w części z klasy średniej. To dało pewność jutra, stabilizacji, szanse awansu i sukcesu.

Dziś Zachód może marzyć o „dobrych latach” 50. – 90. (USA); Europa 1960. – 2005. PKB rośnie. Ale co z tego ma 90 proc. ubożejącej ludności? Sukcesy Le Pen, ADF itd. bez głosów francuskiej, niemieckiej, holenderskiej burżuazji są niemożliwe. Klasa średnia traci wolność ekonomiczną, jest coraz więcej ludzi, których nie stać na mieszkania, dobrą szkołę, awans społeczny. Sypie się infrastruktura (Wielka Brytania, USA), spadają realne dochody, rośnie bandytyzm itp. To efekt spłaszczania Zachodu. Przez decyzje Reagana, Thatcher, Nixona, liberalno- centrowych władz UE i innych państw korpobanksterzy (2 – 3 proc. ludzi) przejęli finanse świata.

Reszta ma zbierać odpadki i… robić. Tak umacniają się nierówne prawa za zgodą polityków. To nie kapitalizm! Tam prawo było dość równe: szef pracował, a jak upadał bank, to często z nim upadał bankier. Obecni korpobanksterzy często pracy na oczy nie widzą, więc upadek firm jest im obojętny. Ofiarami są zwykli ludzie, a nie „nadludzie” otoczeni prawnikami i żyjący w rajach podatkowych. Szefowie wielkich firm – Google’a, Facebooka, Boeinga – kiedyś pracowali. Ale przez niszczące równość prawa, ekonomikę i „deregulacje” oderwali się od biedniejącej reszty.

Zyskują populiści, faszyści, lewacy itd. Umacnia się masowa imigracja, z którą nie radzą sobie politycy UE. Mamy ogłupiające, niszczące MYŚLENIE, a szczujące, oszukujące reklamy korpobanksterów i Internet mamią prawem i równością. Wpływowi ludzie NIC nie zrobią. Musieliby realnie działać, ale tego nie potrafią. Zakrzykiwanie, kłamanie, lżenie, ukazywanie „wroga” itd. to nie plan poprawy. Jest nim zniesienie „deregulacji”, odbudowanie klasy średniej, poprawa życia ludzi np. w Afryce, reforma UE i obrona przed koncernami. Obajtek, Bosak, Chrupalla, Weidel, Le Pen, pismeni itp. nie idą do UE, by reformować i odtwarzać, lecz by zwiększyć ponadnarodową biurokrację. Narodowa jest produkcja. By tę rozwijać, trzeba myśleć i pracować. Ale ich interesuje ponadnarodowy kapitał bez pracy i myślenia. Wystarczy im „władza dla władzy”. Dla ludu pozostają: wrogowie, wartości, moralność, a w IV RP dodatkowo wiara w rzymski kler. PIOTR J.

Meandry z Ukrainą 

Skoro meandrami określa się skomplikowany i przeważnie trudny do zrozumienia bieg wydarzeń lub czyichś myśli, to na początek cytat z powieści J.I. Kraszewskiego „Sceny sejmowe: Grodno 1793” (to o II rozbiorze Polski). „Dwie były moralności na świecie, które między sobą nie były w żadnym związku: moralność prywatnych ludzi, do domowego i powszechnego użycia dla maluczkich i prostaczków, i owa druga moralność polityków i dyplomatów, której cnotą jedyną było powodzenie i zwycięstwo, a drogi do tego celu wiodły, bodaj przez manowce i trzęsawice”. 

Cytuję go nieprzypadkowo w czasie, gdy na szczycie NATO w Waszyngtonie możni z 32 członków NATO mówią Ukrainie: „Jeszcze z tym NATO poczekajcie”. A na naszym podwórku w tym samym czasie propisowski, wykrzywiony dziennikarz Łukasz Warzecha ubolewa, że prezydent Ukrainy w drodze do Waszyngtonu, podpisując umowę polsko-ukraińską, nie raczył wspomnieć o rocznicy rzezi wołyńskiej. Mam prawo nazwać go „wykrzywionym dziennikarzem”, bo moi dziadkowie przeżyli tę rzeź, i wiem od nich, co przeszli. 

Ten człowiek pisze to w momencie, gdy ruska rakieta uderza w Kijowie w największy w Europie szpital dla dzieci chorych na raka. Jedynie premier Indii Narendra Modi prosto w twarz wygarnął Putinowi prawdę, mówiąc: „Kiedy giną niewinne dzieci, kiedy widzimy umierające niewinne dzieci, wtedy serce boli. I ten ból jest bardzo straszny”. Narendra Modi po reelekcji poleciał z pierwszą wizytą zagraniczną do Moskwy, do Putina.

Co prawda nazwał go „przyjacielem”, ale tylko z dyplomatycznej kurtuazji, bo aż 40 proc. ropy naftowej i przetworzonych z niej produktów ma z Rosji. Cytat z Kraszewskiego skłania mnie do niepokojącej refleksji w kontekście podpisanej umowy polsko-ukraińskiej z dwóch powodów. Pierwszy – jak nasza władza zamierza „zachęcać” Ukraińców przebywających u nas i za granicą do powrotu na Ukrainę wraz z batalionem ochotników u nas wyszkolonych i uzbrojonych? Czy to jakaś mglista deklaracja świadcząca o tym, że nasza władza bardziej zdecydowanych kroków nie zamierza robić? Czy władze Ukrainy to poprą? Wątpię, ponieważ z korupcją w samej armii jeszcze się nie uporali, tak jak my ze skorumpowanymi posłami w 1793 roku w czasie Sejmu w Grodnie. Drugi powód – sami Ukraińcy nie przywiązują do umowy szczególnego znaczenia, pytając wprost, dlaczego Polska nie może strzelać do rosyjskich rakiet, które przez terytorium Ukrainy lecą w jej stronę?

Już widzę ten jazgot, gdyby nasza rakieta chybiła albo odłamki po trafieniu w cel spadły na szpital we Lwowie. Byłoby natomiast katastrofą, gdyby Ukraińcy dostrzegli, że w czasie gdy rakiety i bomby spadają na szpitale, tacy jak Warzecha i jemu podobni znowu rozdzierają koszule i pokazują blizny po tragedii sprzed 80 lat. Robiąc to, zapominają o tym, jak to „polskie PANY” przez setki lat zasłużyli sobie na gniew „maluczkich i prostaczków”. Traktowali ich jak najemną siłę roboczą, niewolników na swych włościach, zagarniętych nie bez pomocy usłużnych im hierarchów prawosławia, z którymi dzielili się zyskami i wpływami. W obliczu tej wojny tacy jak Warzecha i inni mają dzisiaj prawo do jednego – MILCZEĆ. WNUK UKRAINKI

Błazenada! 

Każde błazeństwo ma swoje granice, ale błazeństwo naszych niedawnych rządzicieli jest BEZGRANICZNE! Poczynając od samego prezesa, poprzez Morawieckiego, jego ministrów i podministrów, a na Obajtku kończąc. Próbowałam obejrzeć występy tego ostatniego na komisji, ale poległam z kretesem. Tego nie dało się ani oglądać, ani słuchać.

Nie wiem, dlaczego facio uparł się, żeby grać idiotę albo nas brać za idiotów? I jeszcze przy tym jest z siebie bardzo zadowolony, co manifestuje cudacznym uśmiechem. I taki ktoś, w towarzystwie (między innymi!) Wąsika, Kamińskiego czy Tarczyńskiego reprezentuje nasz kraj w UE. Za co nas ta kara boska spotyka? A może nam się TO rzeczywiście należało? Pozdrawiam serdecznie Redakcję i Czytelników BABCIA HELENKA

Jak to się stało? 

Adresatem mojego pytania jest Pan Prezydent Bronisław Komorowski. Jak to się stało, Panie Prezydencie, że w 2015 r. przegrał Pan kampanię prezydencką z Panem Andrzejem Dudą? Jest to dla mnie niepojęte, nie jestem w stanie tego zrozumieć. 

W tym miejscu muszę przytoczyć wypowiedź redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Adama Michnika: „Komorowski przegra wybory, tylko jeśli pijany przejedzie na pasach zakonnicę w ciąży”. Niestety – stało się inaczej i nowym prezydentem został Pan Andrzej Duda. Na pewno człowiek wykształcony. Czy inteligentny – trudno mi ocenić.

Jedno jest pewne – okazało się, że to trochę za mało, żeby pełnić tak odpowiedzialną funkcję. Zwłaszcza mając na uwadze sytuację społeczno-gospodarczą i polityczną Polski. Stał się Andrzej Duda prezydentem jednej partii – PiS-u. Jeś li dodamy do tego Kościół katolicki, z którym też jest blisko, to wiemy już wszystko. Nie dziwi więc np. stosunek do aborcji i do związków partnerskich. A przecież mamy XXI wiek, jesteśmy w centrum Europy! Aż przykro pisać o tym wszystkim, bo nie takiego prezydenta oczekiwaliśmy. A występ na szczycie NATO (lipiec 2024 r.) to już, niestety, pełna kompromitacja. O jakiejkolwiek współpracy z koalicją rządzącą już nawet nie wspominam. 

Panie Prezydencie Komorowski, chyba w 2015 r. zlekceważył Pan trochę przeciwnika. Szkoda, wielka szkoda. Bo Prezydent Duda obecnie to, niestety – najdelikatniej rzecz ujmując – nieporozumienie. Tylko tyle i aż tyle. KRZYSZTOF WAŚNIEWSKI

Nowa religia, czyli jak upał wpływa na myślenie 

Temperatura przekracza w Polsce od kilku dni 30 stopni Celsjusza. Niby jest lato, więc powinno być ciepło, nic dziwnego jednak, że w tej sytuacji rozmowy schodzą na temat upałów i tego, czy to są zmiany klimatu, czy nie. Przeciwnicy drugiego stanowiska argumentują, że kiedyś też były upały. Tylko że pewnie upałem nazywało się wtedy zupełnie coś innego.

Tu pozwolę sobie na pewną osobistą dygresję. Kiedy miałem naście lat i pracowałem w gospodarstwie, temperatura powyżej 20 stopni i słońce były niezwykle dokuczliwe, zwłaszcza przy pracach żniwnych i omłotowych, gdzie dodatkowo uciążliwym czynnikiem był kurz sypiący się z maszyn. Więc mówię, że wolę dzisiejsze trzydzieści parę i możliwość schowania się w cień aniżeli tamte dwadzieścia parę stopni na ściernisku.

Teraz do rzeczy. Tak się złożyło jednak, że miałem okazję dyskutować – jeśli wygłaszanie przez każdego z nas własnych poglądów bez jakichkolwiek punktów stycznych można nazwać dyskusją – z moim kolegą na temat zmian klimatu. Nasza rozmowa odbywała się w chłodnym pomieszczeniu i nie przy pustym stole, ale była gorąca jak temperatura na zewnątrz. Kolega głosił mianowicie pogląd, że to, o czym ja mówię, jest tylko „religią klimatyczną”, czyli czymś, o czym jej zwolennicy nie pozwalają dyskutować. 

Wszyscy znamy to określenie z wystąpień prominentnych działaczy słusznie minionej władzy. Te bajki o dwutlenku węgla, który jest niezbędny do funkcjonowania życia na ziemi, te opowiastki o tym, że kiedyś w historii Ziemi też były chłody i upały. Bez dwutlenku węgla nic by nie było, jak zapewniała jedna z czołowych obrończyń teorii o braku wpływu działalności człowieka na ocieplanie się klimatu i na katastrofalne skutki tego dla naszej planety. 

Dyskutujący ze mną kolega powtarzał te same argumenty, podpierając się przy tym autorytetem noblisty. Choć nazwiska uczonego nie wymieniał, domyśliłem się, że chodzi o Ivara Giaevera (wypowiedzieć tego nazwiska też bym nie umiał), który zanegował wszystkie tezy zwolenników teorii o ociepleniu klimatu. To na niego powoływał się kiedyś sam Kaczyński (też nie po nazwisku, bo trudne). Fakt, że ktoś jest noblistą, nie oznacza, że może znać się w dostatecznym stopniu na wszystkim i wypowiadać się autorytatywnie na każdy temat.

To, że jest profesorem także, bowiem od dawna głoszę tezę, że odsetek idiotów wśród profesorów jest sto razy większy niż średnia dla danej populacji. Jednym z dowodów na potwierdzenie mojej tezy jest to, że profesorowie chętnie wypowiadają się właśnie na tematy, na których się nie znają, i znajomości których nikt od nich nie wymaga. Jeśli chodzi zaś konkretnie o Ivara Giaevera, jest on faktycznie, jak podaje Wikipedia, laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki z roku 1973 (współdzielona z innymi naukowcami), ale za „eksperymentalne odkrycia dotyczące zjawiska tunelowania w półprzewodnikach i nadprzewodnikach”. Cokolwiek to znaczy, nie są to badania nad klimatem, których nigdy wcześniej ani później nie prowadził. Sformułował jedynie tezę, którą ludzie – od Kaczyńskiego poprzez posłankę Kurowską aż do mojego kolegi – powtarzają, bo wierzą, że ocieplenie klimatu stało się nową religią.

Wyznawanie takiego poglądu przez mojego znajomego kładę na karb panujących upałów, bowiem zawsze uważałem go za bardzo rozsądnego człowieka, zwłaszcza jeśli chodzi o dziedziny techniczne. Na szczęście skłonny do uznawania czegoś za religię to ja nie jestem. ARTUR BUKAJ

Co mnie, seniorkę, dołuje? 

Nie jest największym problemem systematycznie zmniejszająca się sprawność psychofizyczna i zmniejszająca się liczba jeszcze żyjących bliźnich, ale obojętność (bezmyślność) młodszych wobec „mnożących się” seniorów w naszym kraju. Przykładów nie brakuje, ale zwrócę uwagę na te najważniejsze: wysokie krawężniki na przejściach, ba – nawet na ścieżkach rowerowych; wszechobecne dziury w ulicach i chodnikach; zbyt krótko czynne zielone światła na przejściach dla pieszych; likwidowanie wygodnych skrótów przez ogradzanie bloków/osiedli; niedostatek ławek, koszy na śmieci; wszechobecny brud i zalegający piasek przy krawężnikach ulic; nielogiczne przepisy regulujące pokonywanie przejść dla pieszych przez rowerzystów. 

Czym różnią się od nich użytkownicy wózków dziecięcych, inwalidzkich czy hulajnóg? Wszyscy i wszędzie powinni zachować ostrożność. Myślę, że śpieszący się kierowcy samochodów wolą, jeśli rowerzysta pokonuje przejście, jadąc, zamiast schodzić z roweru, co jest – zwłaszcza dla starszych – często trudne i czasochłonne. Dziwny jest ten podział ulic na sprzyjające i wrogie rowerzystom. 

Ludziom nie sprzyjają duże opakowania produktów chemicznych i spożywczych; nieograniczanie cukru, soli i innych konserwantów/trucizn w żywności niszczących zdrowie społeczeństwa; mnożenie sklepów, jak np. Żabka, sprzyjających rozpijaniu narodu; ograniczanie dostaw świeżych i sezonowych warzyw/owoców w osiedlowych sklepach – łatwiej dostępnych niezmotoryzowanym i niepełnosprawnym; niedostatek/likwidowanie wewnątrzosiedlowych ryneczków oraz barów z domowymi obiadami; palenie papierosów w miejscach publicznych: na ulicy, pod sklepami, w klatkach schodowych, na balkonach, a nawet w parkach; organizowanie imprez z udziałem hałaśliwych i zatruwających środowisko pojazdów; nadprodukcja niskiej jakości/ psującego się sprzętu; wycinanie drzew, nasadzanie w ich miejsce tylko liściastych śmieciotwórczych, kosztem zdrowotnych iglaków, a równocześnie tolerowanie rozrastających się drzew pod oknami coraz ciemniejszych/niezdrowych mieszkań; wydawanie książek cegieł z drobnym drukiem, głównie dla młodszych i mało ambitnych czytelników.

A teraz pora na mój bardziej osobisty problem. W poszukiwaniu kontaktu z naturą i prawdziwym lasem do najszczęśliwszych chwil zaliczałam dotąd weekendowe wyjazdy z rowerkiem Łódzką Koleją Aglomeracyjną do Spały. Niestety, obecnie w miejsce dogodnych połączeń wprowadzono dojazdy z przesiadkami, w tym na autobusy widma! Unikając zbyt wczesnego wstawania oraz konieczności korzystania z drogich restauracji i noclegów w Spale, korzystałam z połączenia popołudniowego, by – po 2 – 3 godzinach „rowerkowania” po lasach – wygodnie wrócić wieczorem do Łodzi. Po ostatnich zmianach w rozkładzie jazdy ŁKA, owszem, można dojechać po obiedzie do Spały, ale z przesiadką, i zaraz trzeba z niej wracać, bo po godz. 16 nie ma bezpośredniego pociągu do Łodzi! (chyba że w okolicach godz. 22). W sumie po trzech godzinach podróży ma się zaledwie ok. 50 minut na pobyt w Spale. Cieszy mnie inicjatywa powołania ŁKA, ale smuci taka „troska” o wygodę pasażerów… Pozdrawia wieloletnia czytelniczka ANGORY ELŻBIETA MIELCZAREK-PANKIEWICZ z Łodzi 

2024-08-02

Angora