Dwa – trzy miliony dolarów – tyle co miesiąc miał zarabiać gang zajmujący się przerzutem kokainy z Ameryki Południowej do krajów europejskich i azjatyckich. Tak gigantyczny zarobek był możliwy z powodu bliskiej współpracy z Kolumbijczykami produkującymi drogi narkotyk i grupą wyspecjalizowanych przemytników. Ważnym elementem był też opanowany do perfekcji mechanizm legalizowania pieniędzy pochodzących z zakazanego biznesu i bezpiecznego ich lokowania w bankach w rajach podatkowych, poza kontrolą organów ścigających przestępczość finansową. Cały przestępczy proceder od początku zbudować miał… obywatel Polski.
Szybka akcja
Był czwartek, 24 dzień lipca. Gorący, słoneczny poranek. W hałaśliwym San Francisco na przedmieściu Panamy zaczynał się kolejny zwykły dzień. Ruch samochodowy zaczynał gęstnieć, a sklepikarze właśnie otwierali swoje butiki, aby zacząć obsługiwać klientów. Nikt nie zwrócił uwagi na mężczyznę ubranego po cywilnemu, który stanął przy wejściu do większego sklepu spożywczego, ale zamiast robić zakupy, zaczął bacznie się przyglądać klientom. W pewnym momencie dał ręką znak i nagle z furgonetki, która chwilę wcześniej zaparkowała obok, wyskoczyło sześciu zamaskowanych i uzbrojonych policjantów. Podbiegli do wejścia i zatrzymali wysokiego mężczyznę z długimi, kręconymi włosami, na którego wskazał przed chwilą ich kolega. Otoczyli go, kazali mu usiąść na skrzyni z owocami i poprosili o dokumenty. Mężczyzna pokazał polski paszport na nazwisko Marka T. Po krótkiej chwili dowódca policyjnego oddziału potwierdził autentyczność dokumentów i oficjalnie poinformował T., że zostaje zatrzymany pod zarzutem kierowania zorganizowaną grupą przestępczą zajmującą się handlem narkotykami na skalę międzynarodową.
Subskrybuj
