Już jako chłopiec byłem namiętnym czytelnikiem miesięcznika „Morze”, „Miniatur Morskich” i książek Perepeczki, Pertka, Borchardta, później Baranowskiego… Ale przesądziła opinia matki, dla której z jakiegoś powodu ważna okazała się postać Danuty Walas-Kobylińskiej, pierwszej polskiej kapitan żeglugi wielkiej, od 1962 roku dowodzącej polskimi frachtowcami. „Kapitan w spódnicy” słyszałem w domu i była w tej nazwie wspólna duma. Wszak niosła chwałę polskiego marynarza w tak odległy od nas świat… Potrafiłem ją sobie wyobrażać na mostku i wydającą rozkazy swoim oficerom. Pozostało to we mnie na tyle mocno, że gdy w czerwcu tego roku przeczytałem o śmierci 94-letniej kapitan, odczułem smutek jak po stracie kogoś bliskiego. Kapitan Walas-Kobylińska była mi bliska, stała się jedną z bohaterek mojego dzieciństwa, tak jak dziś bohaterką dla innych bywają celebrytki z portali internetowych. W tamtych czasach uchodziła za naszą, polską celebrytkę, z którą nie było kogo zestawić.
Subskrybuj