R E K L A M A
R E K L A M A

PiS już nie lubi Świrskiego? Brzytwą po mediach

Kto zaznał władzy choć raz, tego trudno oderwać od koryta. Obserwowaliśmy to na przykładzie byłego już szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Macieja Świrskiego, usuniętego ze stanowiska przez koleżanki i kolegów z Rady. Świrski, niepogodzony z tą decyzją, trzyma się koryta rękami i nogami i puścić nie chce. Kilka dni temu oświadczył, że nadal będzie brał udział jako członek KRRiT „w jej pracach i głosowaniach”.

Fot. Wikimedia

Cała sprawa wydaje się niezłym cyrkiem na kółkach. A było tak: Sejm przegłosował postawienie Świrskiego przed Trybunałem Stanu, co spowodowało zawieszenie jego funkcjonowania jako przewodniczącego KRRiT. Świrski nie uznał tej decyzji. Trzy pisowskie przedstawicielki Rady wydały wówczas oświadczenie, że postawienie Świrskiego przed TS jest „łamaniem reguł demokratycznego państwa prawa”. Tylko prof. Tadeusz Kowalski zgodził się, że Świrski nie może uczestniczyć w obradach KRRiT i zapowiedział złożenie wniosku o jego odwołanie z funkcji.

I stała się rzecz niebywała: Świrskiego odwołał czteroosobowy zarząd w 3 złożony z przedstawicielek PiS! Przewodniczącym KRRiT została Agnieszka Glapiak (w Radzie jest z rekomendacji PiS). To tak jakby nóż w plecy Świrskiemu wbiło jego własne środowisko. Odwołujący ponoć kierowali się „troską o rzetelne wypełnianie konstytucyjnych obowiązków KRRiT zagrożone przez działania koalicji rządzącej w Sejmie RP”. I takie uzasadnienie przegłosował też prof. Kowalski, który znalazł się w sytuacji patowej i głosował – tak myślę – za mniejszym złem. Świrski najpierw nie uznał tego głosowania, twierdząc, że jest nielegalne, a ostatecznie pogodził się z nim, choć zapowiedział swój dalszy udział w posiedzeniach KRRiT jako jej członek.

Te wszystkie działania kompromitują KRRiT, pokazując jej polityczne uzależnienia i tło personalnych sporów, w których najważniejsze wydają się osobiste i polityczne interesy członków jej zarządu, a ideologia mówiąca o trosce o demokratyczne państwo oraz dbałość o konstytucję to zbiór frazesów służących ukryciu prawdziwych celów i intencji. W tej grze pozorów liczą się przede wszystkim interesy partii politycznych, które niezmiennie pragną podporządkowywać swej władzy media zarówno publiczne, jak i prywatne. Takie były przecież ukryte, ale i rzeczywiste cele ustawy „O radiofonii i telewizji” z 1992 roku.

I od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Zarówno PiS, jak i obecna koalicja rządowa nigdy realnie nie dążyły do zasadniczej przebudowy tej wadliwej instytucji, jaką jest KRRiT. O wadach tego elementu systemu medialnego pisałem wielokrotnie, a największą jest wybór jego składu przez polityków. Jedyną rozsądną rzeczą byłaby likwidacja KRRiT (jak również Rady Mediów Narodowych) i uchwalenie takiej ustawy medialnej, która uczyniłaby z Telewizji Polskiej i Polskiego Radia media pluralistyczne i obywatelskie lub – jak kto woli – publiczne. Jednak partie mają swoje interesy i nowa ustawa medialna wciąż pozostaje pobożnym życzeniem, a od mówienia o niej polityków KO już dawno powinny rozboleć gardła. Przewiduję, że nadal będzie tak, jak jest; pozostaniemy z telewizją „publiczną” sprzyjającą rządowi, w sposób dość jednostronny komentującą polityczną rzeczywistość. Obecne władze szybko zapomniały, że złożyły obietnicę: „Odpolitycznimy i uspołecznimy media publiczne. Zlikwidujemy Radę Mediów Narodowych” (pkt 99 ze 100 konkretów). Cóż szkodzi obiecać, nieprawdaż? Mimo wszystko warto pamiętać, że niezrealizowanymi obietnicami nie wygrywa się wyborów. 

2025-08-07

Marek Palczewski