R E K L A M A
R E K L A M A

Nieprzyzwoita przyzwoitość [FELIETON MARTENKI]

Zawsze podobały mi się barokowe tytuły, mające w sobie przewrotność, skrót i celność. Bo jest coś w naturze, że przeciwieństwa się przyciągają, a ktoś o skrajnych poglądach niespodziewanie styka się z innym, skrajnym inaczej. Wtedy diagnoza rodem z baroku jest wyjątkowo na miejscu. 

Fot. Pexels

Weźmy kogoś, kto chce uchodzić za przyzwoitego. Nieżyjący minister Władysław Bartoszewski radził, że kiedy nie wiadomo, jak się zachować, warto zachować się przyzwoicie, a ponieważ niedaleko pada jabłko od jabłoni, radę ojca próbował w praktyce zastosować jego syn Władysław Teofil, jako taki. Jest ony wiceministrem spraw zagranicznych, któremu jednak gest przyzwoitości wyszedł tak sobie. Bartoszewski pouczył bowiem rodaków przebywających w Izraelu, w chwili śmiertelnego przecież zagrożenia, że nie po to MSZ przestrzegało, by do Ziemi Świętej nie jeździć – chyba że na własną odpowiedzialność – bo grozi tam wojna (a tam wojna grozi od zawsze), żeby teraz resort się miał trudzić ratowaniem ludzi nieodpowiedzialnych. Obiektywnie rzecz biorąc, miał młody Bartoszewski jakąś formalną rację, tak jak rację miał kiedyś premier Cimoszewicz, pytający ze szczerym zainteresowaniem powodzian, czemuż to się zawczasu nie ubezpieczyli? O nieprzyzwoitości decyduje bowiem kontekst, a gdy go się nie uwzględnia, często wychodzi faux pas. W MSZ terminy francuskie powinny być jeszcze pamiętane… A faux pas to sedno każdej nieprzyzwoitości. I chyba to zrozumieli, bo Bartoszewskiego szurnięto i ewakuację objaśnia nam już kto inny. Pewnie przyzwoitszy.

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-06-27

Henryk Martenka