Cały czas jakby „z poślizgu” tak wiele przypisuje się wpływowi Kościoła. Dalej są tacy, którzy uznają zwycięstwo Nawrockiego za skutek knowań klechów i „sukienkowych”, jak się ich nazywa, choć przecież oni już nic nie mają pod sukienką. Kościół ledwo nadąża za Bąkiewiczem czy Braunem, procesje nie dogonią też rozpędzonego Mentzena na hulajnodze, a młodzi ludzie Kościoła nawet nie atakują, bo do niego nie chodzą i przestał im w czymkolwiek przeszkadzać.
Eliminując jedną lekcję religii w tygodniu i zostawiając drugą, rząd, jak zauważa Newsweek, ponosi takie polityczne koszty, jakby religię wyrzucił ze szkół, ale bez korzyści, jakie miałby, gdyby to zrobił. Badania, relacjonowane przez RMF, co ludzie o tym sądzą, pokazały poparcie dla ograniczenia religii w szkole, jednak w dziwny sposób uzależnione od wieku odpowiadających. Najbardziej zdecydowanie nie chcą religii respondenci w wieku 50 – 59 lat, którzy są przecież najmniej osobiście tym zainteresowani, bo nie dotyczy to ani ich, ani już ich dzieci. Natomiast grupa osób w wieku 18 – 24 i powyżej 60 lat jest już mniej tego pewna, bo ich antyklerykalizm jest znacząco mniejszy, ale za to – to dopiero! – identyczny: w każdej z tych grup wiekowych po 35 procent.
Subskrybuj