No i mamy kampanijną telenowelę, w której główną rolę gra Karol Nawrocki, kandydat popierany przez PiS w wyścigu prezydenckim. Scenariusz? Mieszkaniowy galimatias, który mógłby zainspirować twórców komedii omyłek. Nawrocki, historyk z IPN-u, chciał być „zwykłym Polakiem” i podczas debaty rzucił, że ma jedno mieszkanie, jak większość z nas. Dziennikarze Onetu zajrzeli do ksiąg wieczystych i voilà: pan Karol ma nie jedno, a dwa mieszkania w Gdańsku. I tu zaczyna się karuzela tłumaczeń, która kręci się szybciej niż karuzela wyborczych obietnic.
Najpierw sztab Nawrockiego ogłosił, że to drugie mieszkanie, kawalerka, należy formalnie do kandydata, ale on z niej nie korzysta, bo pomagał starszemu, schorowanemu sąsiadowi, panu Jerzemu. Brzmi szlachetnie, prawda? Nawrocki miał rzekomo opłacać rachunki, robić zakupy, a nawet wykupić to mieszkanie z bonifikatą od miasta, by pan Jerzy miał gdzie mieszkać. Tyle że pan Jerzy, jak się okazało, od dawna mieszka w Domu Pomocy Społecznej, a rachunki za jego utrzymanie płaci miasto Gdańsk. Kontakt z nim urwał się w grudniu 2024 roku, a Nawrocki – jak twierdzi – nie mógł go odnaleźć. Dziennikarzom Onetu zajęło to kilka godzin.
Mętne tłumaczenia Nawrockiego
Tłumaczenia kandydata i jego sztabu to prawdziwy festiwal sprzeczności. Emilia Wierzbicki, rzeczniczka Nawrockiego, najpierw mówiła, że kandydat „nigdy nie czerpał korzyści” z tej kawalerki i że pan Jerzy wciąż jest jej „dysponentem”. Ale zaraz, zaraz – jak to dysponentem, skoro akt notarialny z 2017 roku jasno mówi o sprzedaży za 120 tysięcy złotych? Nawrocki w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim tłumaczył, że nie przekazał tej kwoty od razu, bo byłaby „zagrożeniem dla życia i zdrowia” pana Jerzego, więc dawał pieniądze w ratach. Kiedy zaczęto drążyć, ile tych rat i kiedy, odpowiedzi stawały się coraz bardziej mgliste. A gdy wyszło na jaw, że w oświadczeniu majątkowym pojawiło się jeszcze trzecie mieszkanie – zapisane w testamencie przez matkę – sztab dorzucił, że to „dla transparentności”. Cóż, jeśli to transparentność, to raczej przez mgłę.
Politycy PiS, jak Adam Bielan, czy Przemysław Czarnek próbują ratować sytuację, sugerując, że to atak służb i „mediów zaprzyjaźnionych z władzą”. Ale nawet w partii słychać nerwowość – sprawa, choć prawnie może być czysta, komunikacyjnie jest katastrofą. Nawrocki miał być kandydatem „zwykłych Polaków”, a tymczasem wygląda na kogoś, kto gra w mieszkaniowego pasjansa, podczas gdy jego sąsiad ląduje w DPS-ie. Po internecie hula wypowiedź społecznego kandydata PiS, który mówił: „Seniorzy nie mogą czuć się bezpiecznie”. Faktycznie, szczególnie ci z mieszkaniem komunalnym – kpią niektórzy.
Ale zostawmy na chwilę polityczne przepychanki i spojrzyjmy na tę sprawę z innej strony, bo pod warstwą kampanijnego zgiełku kryje się coś znacznie poważniejszego. Historia pana Jerzego – starszego, samotnego człowieka, który oddaje swoje mieszkanie w zamian za obietnicę opieki – to nie jest wyłącznie problem Nawrockiego. To symptom narastającego dramatu społecznego, który dotyka coraz większej liczby ludzi w Polsce: samotności, ubóstwa i desperackiej walki o przetrwanie w starzejącym się społeczeństwie.
Pan Jerzy, jak wiele osób w jego wieku, miał jedną „polisę ubezpieczeniową” – kawalerkę, którą mógł wykupić od miasta za grosze. Dla takich ludzi to często jedyny majątek, ostatnia deska ratunku. W zamian za obietnicę opieki – czy to opłacania rachunków, robienia zakupów, czy po prostu bycia obok – oddają wszystko, co mają. Tyle że, jak pokazuje ta historia, takie umowy często kończą się rozczarowaniem. Pan Jerzy wylądował w DPS-ie, a jego mieszkanie, warte dziś 300-500 tysięcy złotych, jest w rękach kogoś, kto – jak sam przyznaje – stracił z nim kontakt. To nie jest odosobniony przypadek. W Polsce takich historii będzie coraz więcej.
Czy takich przypadków będzie więcej?
Demografia nie pozostawia złudzeń. Według danych GUS, w 2050 roku co trzeci Polak będzie miał ponad 65 lat, a liczba osób w wieku 80+ wzrośnie dwukrotnie. Jednocześnie maleje liczba dzieci, a rodziny coraz częściej żyją w rozproszeniu – dzieci wyjeżdżają do dużych miast lub za granicę, zostawiając starszych rodziców samych. Pandemia samotności, którą pogłębiają te trendy, już teraz jest widoczna: według badań CBOS z 2023 roku, 20 proc. seniorów w Polsce nie ma nikogo, z kim mogliby porozmawiać o swoich problemach. W takich warunkach alienacja i ubóstwo stają się codziennością, a desperackie poszukiwanie pomocy – jak w przypadku pana Jerzego – prowadzi do sytuacji, w których starsi ludzie tracą ostatnią rzecz, która daje im poczucie bezpieczeństwa.
Warto przy tym zauważyć, że oddanie mieszkania w zamian za miejsce w Domu Pomocy Społecznej to nie tylko incydentalna sytuacja, a raczej element strategii wielu takich ośrodków. Praktyka ta, choć w Polsce rzadko komentowana, jest dobrze znana również na Zachodzie, gdzie część państw systemowo zachęca seniorów do przekazywania swoich nieruchomości w zamian za opiekę dożywotnią. Tyle że ten model, choć przez lata działał, dziś zaczyna się kruszyć. Żyjemy coraz dłużej, a koszty opieki rosną szybciej niż wartość przeciętnego mieszkania. W efekcie pieniądze uzyskane z nieruchomości – czy to przez państwo, czy przez prywatnych „opiekunów” – coraz częściej nie wystarczają na zapewnienie godnych warunków do końca życia. Ryzyko wypalenia „polis mieszkaniowych” staje się realnym zagrożeniem. Co robić w takiej sytuacji?
Co powinno zrobić państwo?
Odpowiedź lewicowa (Rojewski): Socjaldemokratyczna odpowiedź na ten problem musi obejmować rozbudowę publicznej sieci opieki długoterminowej, dostępnej niezależnie od majątku osobistego. Chodzi nie tylko o DPS-y, których w Polsce brakuje ale też o lokalne formy wsparcia – dzienne domy opieki czy pomoc środowiskową. Do tego potrzebny jest także publiczny fundusz opiekuńczy, który mógłby być zasilany z dywident i zysków funduszy inwestycyjnych.
Ale nawet dołożenie kolejnych walizek pieniędzy nie rozwiąże problemu demografii (o którym porozmawiamy innym razem). Dziś warto powiedzieć jasno: bez mądrej, zaplanowanej migracji nie utrzymamy systemu opieki społecznej na poziomie choćby zbliżonym do zachodnich standardów. To temat, którego boją się niemal wszystkie partie polityczne w Polsce, ale którego nie da się już dłużej omijać. Potrzebujemy nowej polityki migracyjnej – opartej na realnych potrzebach rynku pracy i strukturze demograficznej, nie na strachu i kampanijnych sloganach.
Mamy dobre doświadczenia, choćby z migracją z Wietnamu. Podobne szanse daje współpraca z takimi krajami jak Filipiny – katolickimi, prorodzinnymi społeczeństwami, które mogą uzupełnić nasze niedobory kadrowe w opiece zdrowotnej, usługach i produkcji. Pozwólmy ludziom z tych regionów świata szukać szczęścia nad Wisłą – w zamian możemy nie tylko uniknąć katastrofy demograficznej, ale także zyskać nowych obywateli, którzy pomogą nam zadbać o miliony starzejących się Polek i Polaków. Polska stanie się jednym z państw Zachodu – ze wszystkimi tego zaletami i wadami – czy nam się to podoba, czy nie. Wybór jest prosty: albo staniemy się krajem otwartym i bezpiecznym, albo zamkniętym i pogrążonym w ubóstwie starości.
Odpowiedź prawicowa (Staciwa): Z perspektywy konserwatywno-wolnorynkowej, rozwiązanie problemu samotności i ubóstwa seniorów powinno opierać się na wzmacnianiu tradycyjnych struktur społecznych i wolnym rynku, bez polegania na migracji z krajów o odmiennych kulturach. W dzisiejszych czasach koncentracji na „ja” i rozpadzie fundamentów budujących rodzinę, będzie to niezmiernie trudne. Być może jednak nie niemożliwe. Kluczowe jest odbudowanie więzi rodzinnych i lokalnych poprzez ulgi podatkowe dla rodzin opiekujących się seniorami, np. zwolnienia z podatku dochodowego dla dzieci utrzymujących rodziców lub współdzielących z nimi gospodarstwo domowe. Tego rodzaju zachęty finansowe mogą motywować młodsze pokolenia do większego zaangażowania w opiekę nad starszymi członkami rodziny, wzmacniając tradycyjny model rodziny wielopokoleniowej.
Na poziomie rynkowym warto promować rozwój prywatnych usług opiekuńczych, takich jak prywatne domy opieki czy firmy świadczące wsparcie domowe, przy jednoczesnym wprowadzeniu bonów opiekuńczych. Bony te, finansowane częściowo przez państwo, pozwalałyby seniorom na wybór usług najlepiej dopasowanych do ich potrzeb, zamiast uzależniać ich od niewydolnego systemu publicznych DPS-ów. Ważne jest też uregulowanieumów dożywocia, by zabezpieczyć seniorówprzed nadużyciami – np. poprzez obowiązkowe notarialne gwarancje opieki i audyty ich realizacji.
Dodatkowo, konserwatywne podejście kładzie nacisk na aktywizację seniorów i społeczności lokalnych. Programy wsparcia dla NGOs-ów, parafii czy organizacji sąsiedzkich mogłyby tworzyć lokalne sieci pomocy, takie jak kluby seniora czy wolontariat międzypokoleniowy. Państwo powinno ułatwiać takie inicjatywy, np. przez dotacje na działalność lub uproszczenie procedur. W ten sposób można budować poczucie wspólnoty, które ograniczy samotność seniorów, bez konieczności sięgania po rozwiązania wymagające integracji obcych kulturowo grup.
Które rozwiązanie bardziej wam odpowiada? Piszcie na redakcja@angora.com.pl a wasze listy opublikujemy na stronie www.angora24.pl
Jan Rojewski – Dziennikarz. Publikował m.in. w Gazecie Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onecie i Polityce. Od pięciu lat związany z Tygodnikiem Angora, w którym odpowiada za portal Angora24.pl
Przemysław Staciwa – Dziennikarz telewizyjny i prasowy. Publikował m.in. w Gazecie Wyborczej, Onecie, Przeglądzie i DoRzeczy. Pracował w telewizji Toya i TVP3 Łódź. Związany z Warsaw Enterprise Institute, dla której nagrywa program „Niszczarka podatków”. Laureat Kryształowego Ekranu Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej.