R E K L A M A
R E K L A M A

Działo się w Sejmie. Oklaski na stojąco i kontrowersyjne pomysły

Mamy w Sejmie nowe koło! Po opuszczeniu przez partię Razem klubu Lewicy pięcioro posłów tej formacji stworzyło swój parlamentarny przyczółek i od razu przystąpiło do ataku na rząd i dawnego koalicjanta. Tradycją polskiego Sejmu jest, że pierwszy wniosek formalny na posiedzeniu składa Jarosław Sachajko. Poseł koła Wolni Republikanie, do niedawna Kukiz’15, tym razem musiał jednak ustąpić pola Marcelinie Zawiszy, przewodniczącej nowego koła. Donald Trump, Donald Trump! 

Rys. Katarzyna Zalepa

Polska prowadzi politykę w interesie deweloperów i spekulantów – grzmiała Zawisza, przypominając, że niedawno posadę stracił wiceminister rozwoju i technologii Jacek Tomczak z partii Centrum dla Polski wybrany z list PSL (co prawda cały czas wysyła maile ze służbowej skrzynki, ale za hurtową obsługę notarialną deweloperów i lobbowanie za kredytem zero procent oficjalnie musiał położyć głowę). – Państwo musi wziąć się do budowy mieszkań i Razem złoży w tej sprawie poprawkę do budżetu, ale jest sprawa, którą możemy rozwiązać już dzisiaj, bez pieniędzy. To patologia najmu krótkoterminowego, która nakręca wzrost cen. Razem ma projekt z 2023 roku, którego Nowa Lewica nie chciała złożyć. Faktycznie, już w ubiegłym roku mała lewicowa formacja wypowiedziała wojnę wynajmującym mieszkania na popularnych platformach i przygotowała projekt zakładający zakaz najmu krótkoterminowego dla firm, pozwalający jednej osobie wynająć tylko jeden lokal, zarabiając przy tym nie więcej niż 6 tys. zł rocznie i wprowadzając ewidencję mieszkań na wynajem. Chętnych do wprowadzenia takich rozwiązań legislacyjnych pod obrady nie było. Teraz „Razemki”, jak sami o sobie mówią, ośmieleni ostatnimi wypowiedziami minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz (też wskazywała, że z krótkoterminowym wynajmem trzeba coś zrobić), postanowili podbić temat, ale ponieważ pięcioro z Razem to za mało (inicjatywę ustawodawczą ma grupa co najmniej 15 posłów), to projekt Marcelina Zawisza przekazała szefowi Polski 2050 i jednocześnie marszałkowi Sejmu Szymonowi Hołowni, apelując o ponadpartyjne poparcie. Entuzjazmu na sali nie dało się usłyszeć. Przeciwnie było kilka chwil później, gdy na mównicę wszedł Jarosław Sachajko i zaapelował o gratulacje dla 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych. – Donald Trump, Donald Trump! – zaczęli skandować politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz niektórzy parlamentarzyści Konfederacji, bijąc przy tym brawo i wstając z miejsc, dając do myślenia publice i pozostałym zgromadzonym na sali, czy aby na pewno jest to element wstawania Polski z kolan, co tak usilnie przez osiem lat próbował nam rząd Zjednoczonej Prawicy udowodnić. Następnego dnia typowany na kandydata Prawa i Sprawiedliwości w nadchodzących wyborach prezydenckich Przemysław Czarnek przyznał co prawda, że być może można było sobie tego oszczędzić, ale jego zdaniem nie ma to większego znaczenia. Dla polityków prawicy znaczenie jednak ma, bo widzą w Trumpie nadzieję na dociśnięcie rządu w Warszawie i spowodowanie kłopotów, które Prawu i Sprawiedliwości dodadzą punktów w kolejnym wyborczym wyścigu. Mariusz Błaszczak, szef Klubu Parlamentarnego PiS, w jednym z ostatnich wywiadów zasugerował nawet, że w przypadku wygranej Trumpa rząd powinien podać się do dymisji. Donald Tusk skwitował to, a także owację dla prezydenta elekta USA, stwierdzeniem, że to działanie niedojrzałe, a Radosław Sikorski pewnie uznałby to za murzyńskość, co kiedyś już na słynnych nagraniach zrobił, ale teraz od takich stwierdzeń stroni. Rząd w ogóle musiał zrobić szpagat, bo wyraźnie zwiedziony przez amerykańskie media i ich sondaże postawił na Kamalę Harris, a teraz musi połknąć własny język. Minister spraw zagranicznych udowadnia, że ma świetne relacje zarówno z demokratami, jak i z republikanami. Z pamięci wypiera pewnie swoje internetowe wpisy, w których nazywał Trumpa protofaszystą

Budżet, aborcja 

Naprawdę gorąco zrobiło się jednak w Sejmie, gdy procedowano nowelizację ustawy budżetowej (wzrost deficytu o kolejne 50 miliardów, o tym za chwilę) i ponownie wprowadzono pod obrady projekt depenalizujący pomocnictwo w aborcji, który już raz w tej kadencji przepadł. Wtedy przeciw, poza prawicą, była część PSL, a w Koalicji Obywatelskiej zabrakło kilku głosów, za co pracę stracił jeden z wiceministrów, poseł Waldemar Sługocki, a inny, mecenas poseł Roman Giertych, poniósł jedynie pozorne konsekwencje. Donalda Tuska podczas debaty nie było w Sejmie, ale dyskusja i tak zahaczyła o jego rząd. – W sytuacji ogólnego chaosu po raz kolejny podsuwa się pod obrady ideologiczny projekt – mówiła poseł PiS Lidia Burzyńska, dodając, że nie chodzi o dobro kobiet, lecz o odwrócenie uwagi od nieudolności rządu, katastrofalnej sytuacji w służbie zdrowia i gigantycznej dziury budżetowej. Lewica już przy poprzedniej, nieudanej próbie zapowiedziała, że będzie ten projekt składała do skutku, a marszałek Hołownia przed posiedzeniem mówił, że tym razem jest ostrożnym optymistą. Złożony przez prawicę wniosek o odrzucenie w pierwszym czytaniu upadł w piątkowy wieczór. Wynik: 216 za odrzuceniem, 232 przeciw, 4 głosy wstrzymujące. Poza PiS, Konfederacją, republikanami także 11 parlamentarzystów PSL chciało pogrzebać ten projekt, w tym dwie kobiety – Urszula Nowogórska i Bożena Żelazowska. Władysław Kosiniak-Kamysz wstrzymał się od głosu. Sejmowa większość znalazła się też dla zmian w budżecie. Nowelizację ustawy budżetowej poparło 241 posłów (przeciw byli PiS, Konfederacja i republikanie, a partia Razem wstrzymała się od głosu) i tym samym tegoroczny poziom deficytu wzrośnie o ponad 50 miliardów złotych – ze 184 mld zł do 240,3 mld zł. Rząd uzasadnia to mniejszymi wpływami do kasy państwa spowodowanymi zmianą sytuacji makroekonomicznej. W skrócie: zakładano większy wzrost gospodarczy (9,5 proc. zamiast obecnego 6,8 proc.), większą konsumpcję (wzrost o 10,2 proc., a teraz 8 proc.) i większą inflację (6,6 proc. zamiast 3,7 proc.). Koalicja od dłuższego czasu powtarza, że braki są spowodowane rządami Zjednoczonej Prawicy i spłacaniem zaciągniętych przez PiS długów, ale nie przeszkodziło to ministrowi finansów Andrzejowi Domańskiemu, żeby na przyszły rok skonstruować budżet z rekordowym deficytem wynoszącym 289 miliardów (tutaj pewnie też dojdzie do nowelizacji). Procedowanie tej ustawy trwa i zakończy się prawdopodobnie w styczniu. Proces może być żmudny, bo poprawki zgłaszają wszystkie ugrupowania, chcąc wykazać, że to one najlepiej dbają o obywateli. 

Dzień wolny w Wigilię zamiast święta Trzech Króli 

Końcówka roku może obnażyć więcej różnic między koalicjantami. Jednym z przykładów jest pomysł Nowej Lewicy, by wigilię Bożego Narodzenia zrobić dniem wolnym od pracy. Partia machająca sztandarem rozdziału państwa od Kościoła, likwidacji Funduszu Kościelnego i usuwania religii ze szkół nagle odkrywa w sobie niezbadane pokłady katolicyzmu i z chrześcijańskiego święta chce zrobić dzień wolny, argumentując to faktem, że to święto wszystkich Polaków. 

Przedświąteczna, dobra wiadomość dla milionów Polek i Polaków: projekt Nowej Lewicy o wolnej Wigilii będzie procedowany jeszcze na tym posiedzeniu Sejmu – cieszył się na platformie X europoseł Robert Biedroń, ale nogę podstawił mu marszałek Szymon Hołownia. Ogłosił, że projekt ma błędy formalne, w tym brak skutków finansowych i brak deklaracji o zgodności z prawem Unii Europejskiej. Dodał, że projekt, któremu nadano numer druku, powinien zgodnie z procedurami „odleżeć” 7 dni, żeby posłowie mogli się z nim zapoznać. Jeśli braki zostaną uzupełnione, a Sejm zdecyduje o skróceniu terminów, to on jako „stróż procedur” może włączyć projekt do porządku obrad bieżącego posiedzenia, chociaż wolałby, żeby prawo zaczęło obowiązywać dopiero za rok. Pomysł wolnej Wigilii nie podoba się między innymi Ryszardowi Petru z Polski 2050, który wytyka Lewicy hipokryzję. – To zabawne, że akurat Lewica proponuje wolne 24 grudnia. Pytanie, jakim kosztem? Polityk szacuje, że gdyby Wigilia była niepracująca, to polska gospodarka straciłaby 6 mld złotych. Petru proponuje więc, żeby w zamian jakiś inny dzień był dniem pracującym. – To może być Trzech Króli, Święto Pracy lub 15 sierpnia – dodaje. Posłowie zdecydowali, że projekt będzie procedowany jeszcze na tym posiedzeniu Sejmu, ale ostateczne głosowanie odbędzie się najwcześniej na następnym (19, 20, 21 listopada), a to oznacza, że jeśli poprawki będą chcieli zgłosić senatorowie, ustawa trafi do prezydenta dopiero na początku grudnia, a przedsiębiorcy i pracownicy będą mieli zaledwie kilkanaście dni na dostosowanie się do zmienionego prawa. 

2024-11-14

4bs