R E K L A M A
R E K L A M A

Aśka! Już uleciałaś… Pogrzeb Joanny Kołaczkowskiej

Smucą się Powązki, smuci Warszawa, smuci cała Polska, a także cmentarne ptaki jakoś inaczej ćwierkają i niebo bardzo kapryśne. Smutno jest, choć to pożegnanie królowej polskiego kabaretu. „Niebo w radości, a ziemia w smutku” – powiedział po śmierci artystki duchowny, o. Lech Dorobczyński, jej przyjaciel.

Fot. Piotr Kamionka

A później, na zakończenie mszy w intencji aktorki w warszawskim kościele Franciszkanów, na tydzień przed pogrzebem – zaapelował: „Bądźcie szczęśliwi, bo szkoda czasu. Uśmiechajcie się do ludzi, tak jak się do was te słoneczniki uśmiechają. Bardzo was proszę, żebyście dzisiaj wyszli stąd z uśmiechem na twarzy, bo to ten świat bardzo potrzebuje radości, pomimo trudnych przeżyć, jakie mamy w sercu. Bądźcie takimi wariatami jak Aśka…”.

Mało kwiatów, dużo datków

Ona sama o swojej śmierci myślała od dawna. Zwłaszcza że w przeszłości pokonała już chorobę nowotworową. Kiedy była w ciąży, wycięto jej czerniaka. Później zmagała się z lękiem przed zachorowaniem na raka oraz z depresją. W rozmowie z Szymonem Majewskim zwierzyła się, że od dziecka myślała o swoim pogrzebie i bardzo wówczas płakała.

– Bardzo przeżyłam pogrzeb mojego ojca i później trochę podobnie wyobrażałam sobie swój. Przede wszystkim, że jest bardzo, bardzo smutno. Chciałabym, żeby na moim pożegnaniu było dużo ludzi i żeby przemawiali i wspominali mnie. Oczywiście też, żeby były moje ulubione piosenki i na pewno, żebym była skremowana. To najważniejsze – mówiła.

I tak to wyglądało. Na Powązki przejechał karawan z jasną urną, przyszły tłumy, były wspomnienia i piosenki. Mało było natomiast kwiatów i wieńców, bo takie też miała życzenie. Wrzucano natomiast do puszek datki na Fundację Avalon, zajmującą się niesieniem pomocy osobom z niepełnosprawnościami.

Przed godz. 11, jeszcze przed rozpoczęciem mszy żałobnej, nie dało się już wejść do kościoła św. Karola Boromeusza, gdzie witała żałobników czarno-biała, symboliczna grafika z połową twarzy artystki.

– Asi zależało, żeby jej pogrzeb nie był bardzo pompatyczny. Teraz miotają nami trudne uczucia, ale przychodzimy tu pełni nadziei, że Aśka nie skończyła życia, tylko je zaczęła. A my prosimy, by teraz to życie było najpiękniejsze i byśmy tam się spotkali – mówił podczas nabożeństwa o. Lech Dorobczyński.

Słuchali duchownego córka zmarłej Hanna, siostra Agnieszka, dalsza rodzina i przyjaciele z kabaretu Hrabi. Niebawem wszyscy przejdą na Powązki Wojskowe, bo tam zaplanowano świeckie pożegnanie i złożenie urny do grobu.

Fot. Piotr Kamionka

Ikona kabaretowej sceny

Artystka urodziła się w 1966 roku w Polkowicach na Dolnym Śląsku. Jej matka była księgową w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych w Lubinie. Ojciec zmarł, gdy miała pięć lat. W młodości trenowała taniec ludowy oraz łyżwiarstwo. Ukończyła technikum ogrodnicze i dwuletnie studium nauczycielskie. Później studiowała pedagogikę kulturalno- -oświatową w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze. W latach 1989 – 1999 występowała w kabarecie Potem.

Była autorką tekstów do niektórych skeczów formacji. Od 2002 roku była współautorką skeczów i piosenek kabaretu Hrabi, a od 2021 wraz z Szymonem Majewskim współtworzyła podcast „Mówi się”. Występowała też na deskach warszawskich teatrów, między innymi Polonii, Dramatycznego i Kamienicy. Nagrywała również felietony dla radiowej Trójki w cyklu „Myślę, więc uważam, że”. Była jedną z najbardziej charakterystycznych twarzy polskiego kabaretu i ikoną festiwalowej sceny kabaretowej. Artur Andrus, dziennikarz i autor wielu piosenek kabaretowych, zapamiętał jej niesamowitą charyzmę i „sceniczną lekkość”. Jego zdaniem to niebywały dar, że w jednym człowieku tyle dobrego zebrało się artystycznie.

– Fenomenalna. Niepowtarzalna. Zjawiskowa. Choć uśmiech nie zawsze towarzyszył jej w życiu prywatnym – ona sama dawała go wszystkim. I to w tak potężnej dawce, że śmialiśmy się do rozpuku – napisał zaś dziennikarz Bogdan Rymanowski.

– Zjawiskowa i zachwycająca – wspominała z kolei Marzena Nykiel, redaktor naczelna portalu wPolityce.pl.

W kwietniu 2025 roku członkowie kabaretu Hrabi poinformowali, że aktorka zmaga się z chorobą nowotworową i zawiesza działalność. Jak się okazało, to był nowotwór mózgu. Kilka miesięcy później Dariusz Kamys, współpracownik, a także szwagier artystki, prosił o przesyłanie jej ciepłych myśli i dobrej energii konkretnego dnia o podanej godzinie. Ona sama walczyła o życie z godnością i nadzieją. Niestety, nie udało jej się pokonać choroby i odeszła od nas w nocy z 16 na 17 lipca. Miała 59 lat.

Jej bliska przyjaciółka, reżyserka Beata Harasimowicz, ujawniła natomiast, że przed śmiercią nie udało się Joannie Kołaczkowskiej spełnić wielkiego marzenia o rodzinie i kochającym partnerze, bo chciała się jeszcze zakochać. Jedno jest pewne: kochała cały świat, a świat kochał ją. Jak napisał pisarz Jacek Dehnel, była „najlepszą Joanną w tym smutnym kraju nad Wisłą”.

Dariusz Kamys i Hanna, córka Kołaczkowskiej, Fot Piotr Kamionka
Szymona Majewski / Fot. Piotr Kamionka

Wymyślanie życiorysów

Przed wejściem do sali pogrzebowej na Powązkach Wojskowych witają żałobników dwa wielkie kolorowe portrety Joanny Kołaczkowskiej, wewnątrz można obejrzeć zaś film z jej udziałem i piękne zdjęcie z kwiatami we włosach. Na zewnątrz młoda dziewczyna trzyma czerwony balonik w kształcie serca z napisem: „Aśka! Już uleciałaś…”.

Któraś z jej przyjaciółek mówi, że uczyła wszystkich uczciwości, szczerości, człowieczeństwa oraz dystansu do świata. Wchodzą do środka Emilia Krakowska, Beata Tadla, Katarzyna Pakosińska, Gabriela Muskała ze Zbigniewem Zamachowskim, Krzysztof Materna i Maciej Stuhr.

Za chwilę zaśpiewa Adam Nowak z zespołu Raz, Dwa Trzy, a po nim rozpocznie uroczystość Artur Andrus. I zacznie tak:

– Na pewno zauważyliście, jakie poruszenie wywołała wiadomość najpierw o chorobie Aśki, a później o jej śmierci. Setki tysięcy ludzi chciały coś na ten temat powiedzieć i zaczęły pisać wiersze oraz piosenki o Aśce. Niezwykłe jest to, że właściwie każda taka wypowiedź była powodowana tymi samym emocjami. Wszyscy odczuliśmy, że odszedł dla nas ktoś najważniejszy i tak trudno jest się z tym pogodzić. Że musimy coś na ten temat powiedzieć. Trzeba też wiedzieć, że Aśka zbierała wokół siebie ludzi kolorowych, ale też ludzi szarych. Dla każdego miała czas. Spotykała się z takimi, którzy zdobywali świat, i z takimi, którzy z tym światem mieli problemy. Nie stawiała żadnych warunków wstępnych przyjaźni czy znajomości. Nie szukała czegoś w człowieku, co ją do tego człowieka zniechęca, tylko odwrotnie.

Artur Andrus nawiązał też do pewnej rozmowy ze zmarłą, kiedy uświadomili sobie, że artyści nie mają za bardzo wpływu na swoje życiorysy, na to, co się pojawia w biografiach i w sieci. – Aśka wtedy powiedziała: „Trzeba jak najszybciej nawymyślać o sobie różnych rzeczy i poopowiadać takie głupoty, żeby latało to przez lata po internecie”. I ja bym teraz chciał was prosić, żebyśmy nawymyślali Aśce życiorysów, które wymieszają się z prawdziwymi informacjami. Ja, na przykład, do dzisiaj nie wiedziałem, że Ona – choć bała się latać samolotami – dwa lata temu zrobiła licencję pilota i ma oddanych szesnaście skoków spadochronowych. Okazało się też, że Aśka miała niezwykłą umiejętność przyciągania do siebie zwierząt. Wystarczało, że stawała w jakimś miejscu i mówiła „taś, taś”, a zwierzęta się zbiegały. W ten sposób powstało kilka rezerwatów w Polsce i przynajmniej jeden z nich powinien teraz nosić jej imię, bo tam zwierzęta na jej cześć właśnie się zleciały – rozśmieszył żałobników Andrus.

Emilia Krakowska i Tadeusz Chudecki / Fot. Piotr Kamionka
Zbigniew Zamachowski i Gabriela Muskała / Fot. Piotr Kamionka

Brawa na klęcząco

Smutno się znów zrobiło, gdy próbował coś powiedzieć płaczący Szymon Majewski.

– Chciałem podziękować ci za to, że stałaś się naszym przyjacielem, że dostąpiliśmy zaszczytu bycia w Twoim domku, że zaprosiłaś nas do swojego życia. Dziękuję, Asiu, także za Twój zaraźliwy śmiech, za każde słowo, za to jak mówiłaś: „Ale ty durny jesteś”… A teraz, Asiu, odmawiam przyjęcia do wiadomości faktu, że cię nie ma – wydusił przez łzy, które zaraziły wszystkich, gdy zaśpiewała Edyta Bartosiewicz i gdy zabrzmiały słowa jej piosenki: „Gdy ciebie zabraknie…”.

Ona sama za chwilę powie:

– Nigdy wcześniej nie odczuwałam takiego braku i takiej pustki, chociaż nie byłyśmy jakimiś kumpelami, które codziennie wisiały na telefonie. Ale Aśka bardzo dużo mi dała. Jeśli istnieją jakieś kanony świętości w dzisiejszych czasach, to Asia je spełnia i ja z pewnością będę się do niej modlić.

Swoją szwagierkę wspominał także Dariusz Kamys:

– Byłaś otwarta, ufna wobec ludzi, choć czasem cię to raniło, bo czasem byłaś wykorzystywana. Ale Ty się nie zmieniłaś. Nie zbudowałaś muru. Wręcz przeciwnie. Twoje drzwi były zawsze otwarte, podobnie jak serce. I właśnie dlatego teraz tutaj nas tylu jest. Bo dotknęłaś wszystkich naszych serc…

Płakała podczas swojego wystąpienia również siostra Joanny Kołaczkowskiej, mówiąc o jej ostatnich miesiącach życia:

– Diagnoza i wiadomość o Twojej chorobie zatrzymały całe nasze życie. Miałam wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę, że to jakiś ponury żart, jakiś film albo po prostu pomyłka. Rzeczywistość okazała się jednak okrutna i do bólu prawdziwa. W czasie choroby byłaś, siostro, niezwykle dzielna, bardzo pokorna i ze spokojem przyjmowałaś kolejne jej etapy i sposoby leczenia. Jednak, pomimo że wszyscy mieliśmy nadzieję i wierzyliśmy w Twoje uzdrowienie, to jednak coraz częściej uświadamiano nam, że szczęśliwego zakończenia tej historii nie będzie i że musimy się przygotować na Twoje odejście. Asiu, to był dla mnie ogromny przywilej, że mogłam trzymać Cię za rękę i być z Tobą do ostatniego tchnienia. Towarzysząc Ci w chorobie – w szpitalach i w domu – mogłam wspominać nasze życie i mówić, jak bardzo Cię kocham.

Z kolei Krzysztof Kołaczkowski, były mąż zmarłej, jest przekonany, że jest ona już w niebie na kabaretowym poligonie ze Stanisławem Tymem i na pewno „coś knują”.

Ważne było także przypomnienie udziału artystki w Kanale Zero, gdzie pytana była o skalę aplauzu na jej występach. Miała wówczas powiedzieć, że jedynka to dyskretne śmiechy, a piątka – owacje na stojąco. Pytana, co miałoby być szóstką, odpowiedziała: „To już chyba tylko owacje na klęcząco, ale to nam się nigdy nie zdarzyło”.

Żałobnicy postanowili zrobić zatem prezent zmarłej artystce i przez kilka minut wszyscy bili brawa… klęcząc. Ona sama odwzajemniła się „Hymnem Kołaczkowskiej”, który wszyscy usłyszeli z głośników.

Królowa polskiego kabaretu spoczęła w Alei Zasłużonych obok króla satyry Stanisława Tyma. Nieopodal jest także nagrobek śpiewaka Jana Kiepury, reżysera Krzysztofa Kieślowskiego oraz muzyka jazzowego i kompozytora Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Podczas składania urny do grobu rozstąpiło się złośliwe niebo: zabrało, święcące parę minut wcześniej, słońce i spuściło strugi deszczu. A może tak to zaplanowała sceniczna „Mama Wandzia”, żeby się „wszyscy ubawili, tylko inaczej”? Kto wie… 

2025-08-07

Jacek Binkowski