Antyczne pomysły wyjęte z szafy. Siewiera chce przywrócić obowiązkową służbę wojskową

Jacek Siewiera chce debaty nad przywróceniem obowiązkowej służby wojskowej, jednak w zmienionej formie. Nie wiadomo jednak do końca jakiej, bo szczegóły tego pomysłu nie zostały ujawnione.

Fot. YouTube

Wystąpienie w „This is IT”

Jacek Siewiera, szef BBN, wyraził przekonanie, że w Polsce należy rozpocząć debatę na temat obowiązkowej służby wojskowej. Jednakże podkreślił, że tradycyjne wyobrażenie o służbie wojskowej, czyli – jak to określił – „bieganie z karabinem po poligonie”, jest obecnie znacznie mniej istotne w kontekście potrzeb armii.

Według Siewiery bardziej odpowiednią formą byłaby „obowiązkowa służba obywatelska, publiczna”. Zwrócił uwagę, że w krajach zachodnich dyskusja na temat poboru lub obowiązkowej służby wojskowej toczy się obecnie na znacznie szerszą skalę i z większą intensywnością niż w Polsce.

Jak przyznał podczas rozmowy na youtubowym kanale This is IT:

Nie do końca rozumiem, dlaczego ta debata jest dla nas tak trudna.

Według Siewiery, prawdopodobnie wynika to z naszego historycznego postrzegania armii, które było oparte na modelu sowieckim cechującym się przemocą, naruszeniem praw człowieka i dyscypliną służącą bardziej realizacji przemocowych praktyk, takich jak „fala” niż utrzymaniu porządku.

 

Płacisz? Okej, ale to za mało

Jako osoba uważająca, że obowiązkowa służba wojskowa stanowi przeżytek i przynosi więcej szkód aniżeli pozytywów, pozwolę sobie na pochylenie się nad wszystkim tym, o czym mówił pan Siewiera.

Pierwszy problem to zarzucanie obywatelom Polski – choć wyważonymi, ładnymi słowami – roszczeniowości. Szef BBN przypomina, iż bycie obywatelem oznacza nie tylko korzystanie z dóbr społecznych, ale także aktywny udział w życiu społecznym, również w sytuacjach kryzysowych takich jak wojna. Ogólnie to się zgadzam, jednak żaden rozsądny Polak raczej nie będzie myślał, że wszystko, co otrzymuje do swej dyspozycji, jawi się jako darmowe. Jeśli państwo coś mu zapewnia, musi na ten cel wyłożyć jakąś kwotę pieniędzy. I każdy pracujący obywatel wie, że z jego wypłaty lwia część kwoty zostaje odprowadzana na konkretne cele.

Słowa Siewiery brzmią tak, jakby próbował nam wcisnąć do głowy, że ten i tak już spory procent podatków, jaki płacimy, stanowi małe poświęcenie. Tutaj jeszcze pozostaje kwestia oddania swego życia za sprawę – to jest najważniejsze. Ktoś teraz może oczywiście zareplikować, że służbę wojskową porównuję do wojny, jednakowoż wychodzę z założenia, że jeśli przywracamy takową służbę, to w jakimś celu. A celem takiej służby jest przygotowanie do potencjalnej wojny.

Chciałbym zatem zapytać, czy jeżeli pójdę już na tę wojnę i zginę, to Wojsko Polskie będzie mi w stanie zagwarantować jakiegoś zielonego grzybka przywracającego życie. Pytanie jak najbardziej ironiczne, lecz kluczowe dla osoby, który swoją egzystencję (zasadniczo jedyną, jaką ma) uważa za najwyższą wartość.  Jakby nie patrzeć, na wojnach zdecydowanie rzadziej giną dowódcy i prowodyrzy tychże wojen.

Możesz się rozwijać w spokoju

Następnie Siewiera podkreślił, że obecnie armia to miejsce, gdzie można rozwijać różnorodne ambicje, zarówno zawodowe, naukowe jak i osobiste. Wskazał na obszary logistyczne, planistyczne, obsługę zaawansowanego uzbrojenia, walkę cybernetyczną oraz kognitywną, które są odległe od frontowej linii walki.

Ponadto, szef BBN podkreślił, że wojsko jest miejscem otwartym dla osób o różnych preferencjach seksualnych. Zaznaczył, że w armii znajduje się miejsce dla osób o innych preferencjach niż heteroseksualne, i że nikt nie powinien być pytany ani warunkowany w służbie wojskowej ani w zajmowaniu stanowisk służbowych ze względu na swoje preferencje seksualne. Ta sama otwartość miała dotyczyć ogólnej odmienności gwarantowanej przez brak „fali” i tym podobnych patologii.

Chciałbym jednak zapytać, jakie dowody przedstawiono na poparcie tego stanu rzeczy? Wydaje mi się, że w latach 90. zjawisko „fali” znajdowało się jeszcze na porządku dziennym, potem rzeczywiście nieco osłabło, ale jakieś elementy tej patologii ewidentnie się utrzymały. Głównie za sprawą starej kadry, która nie lubiła zmian i „wiedziała lepiej”. „Fala” zniknęła, bo zniknęła obowiązkowa służba wojskowa.

Co do rozwijania ambicji, chciałbym zauważyć, iż każdy człowiek posiada własne ambicje i powinien na własną rękę je rozwijać. We własnym zakresie i wtedy, kiedy ma na to ochotę. Niektórzy jednakże poza niedzielnym hobby posiadają także pracę zawodową. Nie otrzymujemy jednak w materiale informacji o tym, czy poborowi dostana jakąś słuszną zapłatę i gwarancję, że nie zostaną zwolnieni z dotychczasowej pracy. Oczywiście rozumiem, że obrona ojczyzny stoi ponad wszystko inne w tej narracji, więc to takie czepianie się z mojej strony.

Gdzie ci mężczyźni…

Siewiera, odpowiadając na pytania internautów, wyraził także opinię, że w przypadku wojny wyjazd mężczyzn w wieku poborowym może być utrudniony. Dodał jednak, iż nie wyobraża sobie, aby służby poszukiwały osób uchylających się od poboru w całej Europie.

To mnie chyba najbardziej rozbawiło ze wszystkich tych zapewnień. Mamy panią Kotulę piastującą urząd ministra równości, a tu się okazuje, że równość kończy się, kiedy trzeba iść do wojska. Bo wiadomo, nie robi się tego od linijki. Siewiera mówił o homoseksualistach, żeby udowodnić tolerancję, jednak już w zakresie płci sprawa wydaje się nie tak tolerancyjna.

Powtarzam: mówię to jako człowiek, który uważa, że KAŻDY powinien mieć wybór. Dlaczego jednak utrudniamy życie mężczyznom i nie pozwalamy im decydować o swoim życiu i ciele? Szef BBN co prawda uspokaja, że frontowa walka stanowi rzadkość, ale trudno jest mi w te zapewnienia uwierzyć. Wojna Ukrainy z Rosją pokazuje bowiem troszeczkę coś innego.

Bez ekwipunku jesteś mięsem armatnim

Zastanówmy się jeszcze nad stwierdzeniem, że osoby, które uchylają się od poboru, raczej nie będą poszukiwane po całej Europie. Podejrzewam, że miało to zabrzmieć „luzacko”, na zasadzie pokazania, że władze nie są takie złe. Że nie taki wilk straszny, jak go malują. Śmiem jednak stwierdzić, że w rzeczywistości pokazuje to, w jak opłakanym stanie znajduje się nasze wojsko.

Nikt nie będzie szukać takich osób, ponieważ większości nawet nikt nie zlokalizuje, a do tego wymagałoby to kosztów i dobrej współpracy pomiędzy służbami. Osobiście znam przypadek, kiedy ktoś uniknął samej kwalifikacji, ponieważ nieoficjalnie zmienił miejsce zamieszkania. Nic z tym fantem po dziś dzień nie zrobiono.

I jeszcze jedno. W jaki sposób armia ma być budowana bez amunicji i broni? W sumie nawet i bez mundurów, bo tych także brakuje. Niestety, bez ekwipunku każdy z nas stanowi wyłącznie mięso armatnie.

Ale, ale! W tym momencie mówimy o rzeczach materialnych, a tymczasem samych żołnierzy zawodowych też zaczyna brakować. Jak podała Gazeta Prawna, w okresie od 1 stycznia do 30 listopada 2023 roku z zawodowej służby wojskowej zostało zwolnionych 8 947 żołnierzy. Spośród nich prawie 2/3 osób miało uprawnienia emerytalne, co stanowiło 62 procent. Wedle tych danych w grudniu 2023 roku odejście zaplanowało prawie pięć tysięcy żołnierzy, a w styczniu 2024 roku tylko trochę mniej.

Trudno zatem dziwić się awersji zwykłych obywateli (czytaj: mężczyzn) wobec pomysłu szefa BBN. Nawet zwykli żołnierze rzucają tę robotę, co nie stanowi zbyt dużego czynnika motywującego. Ludzie ogólnie chcieliby wiedzieć, za co mają się bić, jeśli już rzuca się ich w wir walki. A tymczasem cel wydaje się dość tajemniczy i jakby nie do końca nasz. Bo na wojnie świetnie można zarobić, jeśli tylko zarządzasz sobie cała akcją w ciepłym gabinecie.

2024-03-27

Sebastian Jadowski-Szreder