R E K L A M A
R E K L A M A

Listy do redakcji Angory (22.06.2025)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„Czy Ślązak może zostać kimś więcej?” 

Śląskość w sercu czy na tabliczce? 

Pochodzę z Dolnego Śląska, ale przez kilkanaście lat mieszkałam w Katowicach jako gorolka i miałam możliwość spotykania się z kulturą i gwarą górnośląską. Zgadzam się z Panem Michałem Ogórkiem („Czy Ślązak może…”, ANGORA nr 19): to jest inny, dość hermetyczny świat ludzi, którzy, czując swoją odrębność, sami zamykają się w tych niższych warstwach naszego społeczeństwa. A Ślązacy to porządni, pracowici i przyjaźni ludzie, którzy powinni mieć równe szanse w naszym kraju. Na pewno nie osiągnie się tego poprzez pogłębianie izolacji kulturowo-językowej Śląska.

Kto i dlaczego wymyślił używanie śląskiego języka w urzędach – procesu służącego dalszej erozji jedności narodowej?! Jedynym językiem urzędowym jest język polski, ten sam dla wszystkich Polaków. Czy nie kłóci się ze zdrowym rozsądkiem wynaturzenie w postaci tablic drogowych po polsku i po kaszubsku na Pomorzu? Czy potrzebujemy tablic typu Gliwice/Glywitz lub Poznań/Pożnan? Czy komuś się wydaje, że stanowi to kultywację tradycji etnicznych? Czy może tylko jakiś poseł chciał się wykazać inicjatywą? 

My, wszyscy Polacy, powinniśmy porozumiewać się po polsku, a nasze odrębności kulturowo-etniczne należy pielęgnować w kołach, stowarzyszeniach, placówkach kulturalnych. Dodatkowe lekcje lokalnych zwyczajów i gwar dla zainteresowanych, w szkołach czy w ośrodkach kultury – absolutnie tak. Bo to jest nośnik folkloru, podstawa przynależności etnicznej czy lokalnej i powód do dumy, a nie wstydu. Ale czemu ma służyć promowanie wielojęzyczności w jednojęzycznym kraju?

Poczucia niższości to nie wyeliminuje. Zgoda na niesprawiedliwe poniżenie całej grupy etnicznej jest głęboko zakorzeniona na Śląsku i chyba tylko ci, którzy region opuścili, dumnie noszą w sercu swoją śląskość. Mam wśród emigrantów do Rajchu bliskich mi Hanysów o silnej więzi ze Śląskiem. Ich śląskość i gwara nieodmiennie mnie zachwycają: Marcela ze swoimi chorzowskimi korzeniami i anegdotami czy Janusz Plewniak ze swoimi śląskimi wspomnieniami w książkach „Inkszy Hajmat” lub „Do Honolulu i z powrotem”. Wszyscy jesteśmy jednym narodem z różnymi powiązaniami rodzinnymi i etnicznymi, które powinniśmy wzajemnie szanować. I nie pozwalać, aby nas dzieliły. ELŻBIETA BALAZY

Stało się

Coś nieprawdopodobnego – mając do wyboru inteligentnego, mądrego i przyzwoitego polityka oraz człowieka z ciemną przeszłością, Polacy wybierają na prezydenta tego drugiego. Kompletnie zgłupieliśmy? Nie wiem, jak można określić to, do czego doszło w dniu 1 czerwca 2025 r. Ironia losu – w Dniu Dziecka! Nie tak dawno pokazaliśmy już, jakim „mądrym” narodem jesteśmy. Pamiętamy wszyscy nagonkę na Jerzego Owsiaka. Moim zdaniem na wyjątkowo mądrego i zasłużonego dla nas wszystkich Polaka.

Ale co tam – my wiemy swoje! I przypomnijmy też, ile czasu był opluwany Lech Wałęsa, laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Dziesięć lat prezydentem Polski był Andrzej Duda. Naprawdę nie bardzo wiadomo – śmiać się czy płakać? A co nas czeka przez najbliższe pięć lat? Wolę nie myśleć. Dodam tylko, że to wszystko jest zasługą inteligenta z Żoliborza. Ciekawe, kto mu załatwił maturę…? To nie żart, to smutna rzeczywistość. Niestety, życie jest pełne niespodzianek. KRZYSZTOF WAŚNIEWSKI

Zwyciężyło… „wdupiemanie”!

Na straży naszej praworządności miała stać twarda polityczna siła, a nie akademickie pięknoduchy z niezrozumiałymi wywodami dla gawiedzi, co miało i ma nadal miejsce tak w TV, jak i w mediach społecznościowych. To był główny temat (rozliczenia PiS) przed wyborami do Sejmu i Senatu w 2023 r. (…). Ponad 1,3 mln z tych, którzy głosowali 15 października na koalicję, wcale nie poszło na wybory, bo – jak napisano w sieci – Ich wewnętrzna psychika została nastawiona na wdupiemanie.

Prościej – poszli na tzw. wewnętrzną emigrację, w myśl zasady: Zrobię mamie na złość i odmrożę sobie uszy. Z tych prawie 29 mln uprawnionych do głosowania, przy ponad 71-procentowej frekwencji, 1/3 wybrała Nawrockiego, 1/3 Trzaskowskiego, a prawie jedną trzecią opanowało to „wdupiemanie”. Smutne to, ale prawdziwe. Gdzie są błędy i ile ich jest? Moim zdaniem są ich dwa. Pierwszy – w zapisach Konstytucji, gdzie podstawą myślenia jej twórców było założenie, że wyborcy to ludzie dojrzali, a więc wierzono, że nieobce są dla nich takie pojęcia jak racja stanu, współpraca władz, troska o dobro wspólne, uczciwość, przyzwoitość i rzetelność w wykonywaniu pracy i służby na państwowych urzędach, a wojsko polskie (małe litery zamierzone!) będzie apolityczne. Nie uwzględniono, że w istniejących już demokracjach Europy i za oceanem zawsze będzie jakaś grupa ludzi niezadowolonych, która może wywrócić wszystko do góry nogami. O zmianie Konstytucji możemy już zapomnieć na dłuuugie lata. Drugi błąd, wynikający z pierwszego, to błąd w systemie.

Zafundowaliśmy sobie po 1990 r. wybieranie prezydenta w wyborach bezpośrednich. W drugiej turze w 1990 r. Wałęsa walczył z człowiekiem znikąd – Stanem Tymińskim. W 2005 r. zwyciężył dziadek z Wehrmachtu, bez którego L. Kaczyński nie wygrałby z Tuskiem, a w 2020 r. zwyciężył Pegasus, a nie Duda. Nie wygrałby gangster Nawrocki, gdyby był u nas system wyborów pośrednich – przez Zgromadzenie Narodowe z udziałem autorytetów społecznych, jak jest np. w Niemczech, we Włoszech czy w innych krajach. Nie miałby znaczenia w ogóle głos EPiSkopatu, któremu ani kłamstwa, ani gangsterka, sutenerstwo, kibolstwo, lichwiarstwo i ćpanie na oczach milionów i co tam jeszcze – nie przeszkadzało. Przeszkadzają za to: prawo do legalnej aborcji, związki partnerskie, a przewodniczący Episkopatu abp Tadeusz Wojda z Poznania, zastępujący abp. Stanisława Gądeckiego, przekonywał, że chrześcijańskim obowiązkiem jest wziąć udział w wyborach i zgodnie z sumieniem wybrać tego, kto broni prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Czy ktoś jeszcze wątpi, że Kościół nie wtrąca się do polityki? Całe szczęście, że nadal mamy system parlamentarno-gabinetowy, a nie prezydencki. Rząd może rządzić rozporządzeniami, które nie wymagają podpisu prezydenta, a wiele decyzji Karola Nawrockiego – sorry, Jarosława Kaczyńskiego – wymaga z kolei kontrasygnaty premiera.

Trudno też przewidzieć, co nas czeka. No bo skoro ponad 10 mln ludzi chce wojny z Putinem – a to więcej ludzi niż np. w Czechach, na Słowacji, w Bułgarii czy na Węgrzech – to albo będziemy ją mieli, albo rurociąg Przyjaźń (o ile jest nadal sprawny) ruszy pełną parą „Ku Chwale Ojczyzny”, pod osłoną naszej umundurowanej grupy pracowniczej zwanej oficjalnie wojskiem, które w blisko 60 procentach głosowało na Mentzena i Nawrockiego. BYŁY ŻOŁNIERZ

Czego chcą Polacy?

Do napisania tego listu zmotywowało mnie drobne wydarzenie. W moim 8-mieszkaniowym bloku na klatce schodowej powiesiłam parę dni przed wyborami małą polityczno-obywatelską karteczkę: wizerunek kobiety z dopiskiem: „Drogie Panie, trza iść na wybory!”. Ktoś z mieszkańców ciągle ją zrywał albo miętolił, a ja przez tydzień wieszałam na nowo. Dziś zawisła inna kartka. Z wizerunkiem p. Nawrockiego z zaciśniętą pięścią i napis: „Słychać wycie? Znakomicie”. Nie zrywam jej, nie miętolę, niech wisi – ma takie samo prawo tam wisieć, jakie miała moja. No więc odpowiadam, że nie wyję, tylko piszę ten – w sumie pozytywny – list.

Chciałam się w nim pochwalić, bo wreszcie… wiem! Wiem, czego my, Polacy, chcemy. My, Polacy, chcemy: – żyć spokojnie, prosto i radośnie i niech inni się tam straszą, grożą i bronią, – chcemy żyć długo na emeryturach, ale składki chcemy płacić niskie i krótko, – chcemy mieć wysoki poziom usług zdrowotnych, ale bez podwyżki podatków, – chcemy, by świat podziwiał naszą tolerancję i pomoc innym narodom, ale lepiej niech one siedzą u siebie, – chcemy, żeby żaden pracujący w Polsce emigrant, płacący ZUS i PIT, nie brał żadnych zasiłków, ale też, żeby zasiłki były wysokie, kiedy Polak w Anglii czy w Niemczech będzie się o nie ubiegał, – chcemy korzystać z naszego polskiego narodowego węgla, co to leży tak głęboko, że nie opłaca się go kopać, ale żeby energia była tania, – chcemy, żeby nasze powietrze było czyste, ale żeby nam wiatraki nie szumiały po polach, – chcemy coraz wyższych pensji, ale żeby ceny produktów nie rosły, a najlepiej spadały, – chcemy dopłat z UE do rolnictwa i dostępu do unijnych rynków zbytu, ale żeby nam nie mówili, co i jakiej jakości mamy produkować, – chcemy bez ceł, granic, paszportów, wiz i tanio zwiedzać wszystkie kraje świata, ale do nas niech nie przyjeżdżają, bo wynajmują nam najlepsze miejscówki w wakacje, – młodzież niech nam rośnie zdrowa i silna, nie siedzi przed komputerami tylko na boiskach, ale cichutko i do godz. 16, bo starszym przeszkadza (teraz na szczęście już wiemy, że chłopcy mogą się tarmosić z niedźwiadkami w lasach) – zboczeńcy wszelkiej maści – won, za Odrę (można zrobić wyjątek dla Dąbrowy Górniczej), – chcemy też szybkich dróg (ale nie przez moje pole) i ładnych wiat śmietnikowych (ale nie pod moim oknem), – chcemy grantów zagranicznych, ale niech sędziowie z góry orzekną, żeśmy je uczciwie wydali, – niech chodniki będą proste i tramwaje tanie, ale ulgi w PIT wyższe. 

I dopóki tego rząd nie zrozumie, to suwerenny wyborca będzie mu o tym ostro przypominał. Jak ostatnio. A jak ktoś powie, że się nie da, to wiadomo, że on od p. Tuska jest. I, na litość boską, nie rozdrapujmy tej przeszłości. Może i niepotrzebnie żeśmy te koperty drukowali, drzewa wycięli i miliony euro kar dziennie płacili, ale za to teraz to wszyscy z nami się liczą, a p. Trump podobno osobiście dziś popatrzył na mapę, żeby sobie przypomnieć, gdzie ten jego friend-in-cośtam leży. Jeśli wszystko dla Państwa jest już jas ne, to jeszcze za kandydatem zawołajmy: „A teraz, nawet gdybyśmy musieli iść ciemną doliną i krzyczeć: Bóg, Honor, Ojczyzna, precz z Żydami, Gejami i Podatkami, to już się nie ulękniemy”! ANNA K.

Kaczyński napluł im w twarz!

Nawrockiego wystawił, by chronić własny tyłek w partii, bo Nawrocki będzie tylko prezydentem bez zaplecza politycznego i układów w PiS-ie, jest w niej ciałem obcym. Po prostu będzie taki jak Duda: słupem Kaczyńskiego na etacie prezydenckim. Przy istniejących nastrojach i pozycji Tuska każdy wystawiony przez PiS kandydat wygrał z palcem w buzi i Kaczyński miał pełną tego świadomość. To była polityczna szansa dla Morawieckiego, Błaszczaka czy Czarnka.

Kaczyński, bojąc się ich pozycji, wystawił cwaniaczka z chuligańską przeszłością i, jak mówi ulica, utorował mu drogę z burdelu do Belwederu. Morawiecki, obyty w polityce i świecie, rozumiejący problemy rządzenia i Polski, jak i inni nie otrzymali swej szansy, bo na stanowisku prezydenta zagrażali Kaczyńskiemu, a Incitatus – Nawrocki w pałacu będzie tylko JEGO Incitatusem. Wadą Morawieckiego i innych rzeczywistych członków PiS był, jest i będzie fakt, że działając w partii, znają zasady i mają znajomych, na których mogą liczyć, a tym samym stanowią zagrożenie dla dożywotnej funkcji prezesa, czyli aż do us…ej politycznej lub fizycznej śmierci.

Kaczyński rzeczywistym i zasłużonym działaczom PiS po prostu napluł w twarz! Ale jako jego zdyscyplinowane pachołki muszą obetrzeć ślinę i nadal wiernie służyć, gdyż dyktator nie znosi sprzeciwu i może go usunąć ze stołka tylko polityczna rewolucja jej członków. Z.J.

Dar Jarka – Kraj Rad

Dożyliśmy czasów, gdy mówienie o polskich sprawach „To istny burdel” przestało być przenośnią. Tak zwany suweren zafundował nam kraj, na którego czele stać będzie… człowiek określany przez media „sutenerem”. Pamiętam sytuację, gdy na prezydenta Ukrainy wybrano Wołodymyra Zełenskiego. Znajoma Ukrainka zarzucała Zełenskiemu, że był komikiem. My poszliśmy w narodowej hańbie krok dalej – mamy więc według różnych opinii „sutenera”, „chuligana”, „oszusta” i co tam kto z powszechnie stosowanych określeń sobie wybierze. Gdyby kampania potrwała jeszcze trochę, pewnie znaleziono by kandydatowi jeszcze kilka równie „szlachetnych” cech. I właśnie o to mam największe pretensje do wyborców z 1 czerwca. Oni dali się uwieść takiemu typowi.

Na dodatek uczynili to w znacznej części ludzie młodzi, którzy nad wykształcenie i przygotowanie jednego kandydata przedłożyli mordobicie drugiego. Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Jeśli to ma być wyraz brunatnienia naszej sceny politycznej, to przestańmy się dziwić, w jaki sposób powstał faszyzm u Niemców. U nas wprawdzie fala nadciąga bardziej od Wschodu i do Wschodu nas przybliża. Kaczyński, który jest modelowym wręcz „wytworem stalinizmu”, rządzi znaczną częścią narodu, także tą częścią, która ze stalinizmem nigdy się nie zetknęła. Dar Jarka – Kraj Rad.

Co zrozumiałe, przyczyn upadku narodu należy szukać wśród tak zwanych koalicjantów, którzy przecież już nawet nie kryli, że ich jedyną ambicją jest dokopanie Trzaskowskiemu. Szczególnie Szymon Hołownia, który dostał od Tuska więcej, niż kiedykolwiek mógł przypuszczać, szedł na zwarcie, mówiąc o duopolu i walcząc z nim. Teraz – mam taką głęboką nadzieję – wyląduje na śmietniku historii, będąc synonimem głupoty i warcholstwa. W tym wypadku osobiste ambicje wielokrotnie przerosły głoszone treści. Choć on o tym jeszcze nie wie. Może gdyby jednak trochę postudiował w Collegium Humanum, posiadłby tę wiedzę.

Aż chciałoby się powiedzieć za Wyspiańskim: „Miałeś, chamie, złoty róg…”. Również Magdalena Biejat – której funkcja, sekretarka i służbowa fura zawróciły w głowie, zrobiła dla spraw kobiet więcej złego, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Mając kandydata, który w pełni podzielał jej poglądy, postanowiła sama o nich gardłować, jeżdżąc po tym kandydacie jak po szkolnej poręczy. Tym samym cofnęła prawa kobiet co najmniej o dziesięć lat, bo najwcześniej za tyle lat, po zakończeniu dwóch kadencji Kibola, będzie możliwe odreagowanie i powrót do normalności w tym kraju. Dalej Polki będą po śluby jeździć do Danii, a po aborcję gdziekolwiek na Zachód. Być może w tym przyszłym świecie – idealnym, choć brunatnym – to kobiety jako pierwsze będą płaciły za studia.

O innych kontrkandydatach nie wspomnę, bo ich rozumowanie i poglądy nie mieszczą się w żaden sposób w moim pojmowaniu świata. Kibol deklaruje, że będzie moim prezydentem. Otóż nie, nigdy nie będziesz, Lichwiarzu. Tak jak nigdy moi rodzice nie uznawali prezydentury Mościckiego, uważając go za marionetkę Piłsudskiego. Do tego stopnia, że gdy był w szkole obok, nie poszli nawet na spotkanie. A były to czasy, gdy widziało się polityka takiego szczebla na własne oczy naprawdę rzadko. Ja też cię, Batyrze, nie zobaczę. Osiem lat nie oglądałem TVP z powodu programów tam emitowanych. Teraz nie będę oglądał żadnej telewizji, by nie musieć patrzeć na oblicze, jak wiele na to wskazuje, Ćpuna. Piszę wielkimi literami, bo to przecież głowa państwa. ARTUR BUKAJ

Dochód pomałżeński

Chciałbym przedstawić swoje przemyślenia na temat, jak to określam, dochodu pomałżeńskiego, zwanego dziś obraźliwie dla żyjących współmałżonków „rentą wdowią”. To nie żadna łaska „dobrego” państwa, lecz inwestycja w gospodarkę. Beneficjentami tej emerytury/świadczenia powinny być tylko małżeństwa. Nie mam nic przeciwko związkom partnerskim (wolnym związkom), ale by uniknąć „kantu na kancie kantem poganianym”, to przepis musi być jednoznaczny i obejmować tylko małżeństwa zawarte w USC (lub konkordatowe zgłoszone do USC). Ale to automatycznie wymaga pozyskania tego prawa (do małżeństwa w USC) przez pary jednopłciowe. Panowie z PSL, jak chcecie, by „zboczeńcy” (wasze „myślenie”) płacili podatki i przelewali krew w obronie Polski, to obligatoryjnie należy im się pełnia praw cywilnych. A przy okazji, Panowie ze „świętego” i „moralnego” PSL: świeccy homoseksualiści to be. W takim razie dlaczego nie potępicie publicznie licznych homoseksualistów „lawendowej mafii” w rzymskim Kościele? 

Procentowo jest ich wiele razy więcej niż wśród świeckich. Czyżby ci kościelni byli „właściwymi” homoseksualistami? Jaki okres powinno trwać małżeństwo dla tego „dochodu”? Proponuję: „rok przestępny i jeden dzień”: 367 dni. Ktoś spyta: ilu cwaniaków skorzysta? A ilu spryciarzy korzysta z „samotnych matek”? I pada pytanie: skąd środki? I ja pytam: czy w ZUS nie zostają miliony po tych, co zmarli wcześniej, niż wyczerpali swoje składki lub nie dożyli emerytury? Przecież one nie przechodzą na konto ich rodzin, lecz zostają w kasie tej instytucji. A to duże pieniądze. Z wydatkami społecznymi związane jest tak zwane babciowe. Według mnie od strony „dzietności” i gospodarki „babciowe” i „800+” (już chyba „1000+”) są stratą. Oto moja propozycja. 

Te środki powinny być dane opiekującym się dziećmi i pracującym na UMOWĘ o PRACĘ (jak jej nie będzie, to zabrać środki). W ten sposób powyższe sumy będą w ruchu: niania zarobi, odda podatki i składki, pracujący nie utracą stażu pracy itp., i też zapłacą, z pracy, podatki/składki, RP ma wpływ do budżetu. Opiekun to uczeń szkoły średniej, student, zawodowy opiekun, babcia itd. Istotą jest praca i obieg pieniędzy. Kraj inwestuje w obywatela od „kołyski do emeryta” i zachęca społeczeństwo – od uczniów szkół średnich – do legalnej pracy. Bo to praca zwykłych ludzi jest podstawą budżetu. Tak czyniąc, RP inwestuje w społeczeństwo. I to nie ma nic wspólnego z „komuną” i rozdawaniem pieniędzy z podatków. Lewica proponuje „800+” dla Ukraińców w IV RP. Jeśli są obywatelami, to oczywiste. Ale nie zgadzam się na pozostałych. 

Ponieważ Ukraińcy bronią Polski nad Dnieprem, to mogę się zgodzić na „800+” dla nieobywateli, ale pod warunkiem, że ktoś z tej rodziny REALNIE walczy na froncie (czyli broni Polski). Ktoś powie, że jestem cyniczny. Nie, ja tylko wiem, że musimy sami dbać o nasze, polskie interesy. Nikt tego za nas nie zrobi. Tylko tyle. I kolejna sprawa – niepłacenie alimentów na dzieci. Gdy tzw. rodzic nie płaci, to automatycznie powinien być prawnie pozbawiony wszelkich praw do opieki i ew. spadków ze strony porzuconego potomstwa. Nie wywiązujesz się z obowiązków – nie oczekuj praw! To też dotyczy alimentów na byłe małżonki. Pewnie część posłów, zwłaszcza „moralnych”, o „tradycyjnych poglądach”, będzie oburzona: jak to, dzieci nie pomogą rodzicom?

A ja pytam: za co? Za wieloletnie okradanie przez biologicznych ojców/matki? Bo niepłacenie alimentów to również forma okradania! Panowie posłowie (ale i posłanki), postawcie się na miejscu tych dzieci. I bez rozwiązania sprawy alimentów, bo mężowie czy ojcowie są np. społecznie czy psychicznie niedojrzali (wygodne cwaniaki „myślące, że ich potomstwo np. nie jada), „biedni”, bo nie pracują (najczęściej „na czarno”, by nie było z czego ściągać) itd. To również może być jeden z powodów braku urodzeń. Polki to już nie frajerki, które koniecznie muszą mieć męża, bo co ludzie powiedzą; wiele z nich ma to już gdzieś. PIOTR 

2025-06-18

Angora