Mieszkanie jest zagrzybione. Te upadlające warunki sprawiły, że ojciec rodziny dostał zatoru płuc. W szpitalu z trudem go odratowano. Od tego nieszczęścia minęło już kilka tygodni, a on wciąż jest w bardzo złym stanie. Lekarze jednak uznali, że jest zdrowy i nie dostał grupy inwalidzkiej. Żadnego świadczenia. Pracuje więc w ochronie, gdzie w razie ataku bezdechu może umrzeć.
Rodzina na próżno prosi miasto o jakiś lokal, gdzie nie byłoby grzyba, z łazienką i centralnym ogrzewaniem. Włodarze miasta Skierniewice mają jednak w nosie niepełnosprawne dzieci i ich ciężko chorego ojca. Przepisy mówią, że niepełnosprawne dzieci powinny w pierwszej kolejności uzyskać pomoc mieszkaniową gminy.
W Wołominie mieszka pan Sławomir, który ciężko choruje. Lekarz wypisał mu zaświadczenie, że choroba wynika z zagrzybienia lokalu miejskiego, w którym nie ma nawet wody bieżącej. Burmistrz chce rozebrać nienadający się do użytkowania budynek, w którym mieszka schorowany pan Sławek, i postawić budynek komunalny. Niestety, mimo starań Łomianki nie dostały żadnych funduszy od państwa, a same nie są w stanie pokryć kosztów.
W kampanii wyborczej prawie wszyscy kandydaci mówili dużo o budownictwie społecznym. Teraz jednak gminy na próżno zabiegają o fundusze na ten cel.
W zeszłej kadencji Sejmu powstały przepisy pozwalające na żądanie od deweloperów mieszkań w zamian za przekazanie gruntów pod budowę. Jakaś niewielka choćby część mieszkań budowanych na gminnym gruncie mogłaby być przeznaczona na lokale komunalne. Nie wiem jednak o żadnej gminie, która by z tego przepisu skorzystała.
Przeciętna gmina wciąż buduje jedno mieszkanie rocznie. Więc w mniejszych miejscowościach, żeby uzyskać najem z gminy, trzeba czekać, aż dotychczasowy lokator umrze. Jedyne mieszkania, jakie się w Polsce buduje, to te dla bogatych. A przecież większości Polaków na to nie stać.