Przemytnicy stosowali rozmaite triki – od ukrytych schowków w autach po specjalnie przerobioną odzież z kieszeniami. Na bazarach kwitł drobny handel, ale prawdziwe zyski czerpały gangi, które przewoziły towary tirami. Kluczowym czynnikiem była różnica cen – produkty ze Wschodu były znacznie tańsze. Równolegle rozwijał się handel używanymi samochodami sprowadzanymi z Zachodu.
Nowa fala „wolnego handlu” miała też mroczne oblicze. Handlarze ze Wschodu często padali ofiarą polskich przestępców. W latach 90. w programie „997” przedstawiłem ponad 30 tragicznych spraw, głównie z udziałem Białorusinów i Ukraińców – wiele z nich do dziś pozostaje niewyjaśnionych. Zdarzało się jednak, że dzięki pomocy widzów udało się odnaleźć sprawców. Dziś wracam do jednej z tych historii.
Tragiczne wydarzenia rozegrały się na Podlasiu, w okolicach Sokółki. Od wielu miesięcy regularnie przyjeżdżał tam Białorusin Sergiej M., często z żoną Reginą. On przywoził tanią benzynę z Białorusi, ona handlowała na bazarze w Sokółce.
2 lutego 2002 roku małżeństwo dotarło tam późno, po staniu w długiej kolejce na granicy. Sergiej, pracownik stacji benzynowej, przemycił cztery kanistry paliwa – wielu handlarzy miało w autach dodatkowe zbiorniki. Tym razem jednak przez godzinę nie znalazł kupca.
Sytuacja zmieniła się około godziny 18, gdy na bazarze pojawił się młody blondyn w sportowym ubraniu. Zainteresował się benzyną i rozpoczął rozmowę o cenie. Wtedy podeszła Regina – mężczyzna nagle zrezygnował z zakupu i się ulotnił.
Gdy Regina wróciła na swój stragan, klient pojawił się ponownie. Po krótkiej rozmowie z Sergiejem obaj opuścili bazar. Kiedy mąż długo nie wracał, Regina zaczęła się niepokoić. Szukała go na rynku, wypytywała znajomych, a po kilku godzinach zgłosiła zaginięcie na policji w Sokółce.
Poszukiwania – zarówno policyjne, jak i prowadzone przez żonę – nie przyniosły rezultatu. Dopiero następnego dnia, około godziny 13, mieszkaniec Śniczan zawiadomił policję o porzuconym volkswagenie passacie z białoruskimi tablicami, stojącym na żwirowisku przy drodze Śniczany – Racewo. To był samochód Sergieja. W pobliżu znaleziono ciało. Nie było wątpliwości – doszło do morderstwa.
Po trzech miesiącach śledczy z Białegostoku poprosili o nagłośnienie sprawy w programie „997”. Dzięki wskazówce jednego z telewidzów udało się dotrzeć do sprawców. Choć nie znał ich osobiście, przekazał policji istotny trop.
Zabójstwa dokonało pięciu młodych mężczyzn. Tamtego popołudnia wybrali się samochodem w okolice Sokółki, ale zabrakło im paliwa. Uznali, że najłatwiej będzie je zdobyć przez zbrodnię – życie Sergieja wycenili na cztery kanistry benzyny warte kilkaset złotych.
Z zatrzymanych tylko jeden przyznał się do winy i szczegółowo opisał przebieg morderstwa.
Sprawcy podstępnie zwabili Sergieja do lasu pod pretekstem zakupu benzyny – twierdzili, że ich auto stoi w ustronnym miejscu. Gdy dotarli na miejsce, brutalnie go zaatakowali. Białorusin próbował się bronić i błagał o litość, ale jeden z napastników uderzył go żelaznym prętem w głowę. Sergiej zginął na miejscu.
Po zbrodni oprawcy skrępowali ciało, wrzucili je do bagażnika i porzucili samochód ze zwłokami na żwirowisku. Następnie pojechali na dyskotekę, gdzie bawili się niemal do rana.
Po zatrzymaniu sprawcy stanęli przed Sądem Okręgowym w Białymstoku. Zapadły wyroki od 15 do 25 lat więzienia, ale po apelacji sprawa wróciła do ponownego rozpoznania. Drugi proces zakończył się identycznymi wyrokami. Sąd podkreślił bezsensowność śmierci Sergieja – mimo jego błagań sprawcy nie cofnęli się przed brutalnym morderstwem. Główny oskarżony, wcześniej karany za przemoc domową, otrzymał karę 25 lat pozbawienia wolności. Trzech skazano na 15 lat, a bierny uczestnik, który jako jedyny przyznał się do winy i opisał przebieg zbrodni, dostał 5 lat. Sąd zasądził również 17 tys. zł zadośćuczynienia dla żony i dzieci ofiary.