Podczas kongresu miał zostać przyjęty nowy statut partii. Na jego mocy powołana miała być rada naczelna, w której skład weszliby wieloletni działacze ugrupowania, m.in. wiceprezesi, a na jej czele miał stanąć nie kto inny jak sam Jarosław Kaczyński. Miał być również powołany nowy zarząd, którym kierować miałby Mariusz Błaszczak. Oznaczałoby to, że pozycja byłego szefa MON i byłego wicepremiera znacząco wzrosła w partii.
W kuluarach mówi się nawet, że Kaczyński szykuje go na swojego następcę, gdy sam już przestanie być prezesem. Na kongresie Suwerenna Polska miała dołączyć do PiS. Podobno jednak Patryk Jaki, który tymczasowo kieruje ugrupowaniem Ziobry, licytował wysoko, domagając się m.in. miejsc w zarządzie PiS. Rozmowy stanęły więc w martwym punkcie. I właśnie to ten fakt jest powodem przełożenia kongresu.
Drugi to rzeczywiście powódź, a tak naprawdę Donald Tusk. – Oni będą ogłaszać pomoc dla powodzian, chwalić się pomysłami, jak to rozdają kasę ludziom. A my co? Wśród swoich i o swoich – mówił reporterce „Faktów” jeden z polityków PiS. Inny dodał: – Oni praca u podstaw dla Polaków, a my na partyjnej imprezie. Na to nie mogliśmy pozwolić. Dodatkowo w dniu, w którym miał odbyć się kongres, czyli w sobotę, Tusk zwołał specjalne posiedzenie Sejmu. „(…) Zwołując specjalne posiedzenie rządu na sobotę, zaskoczył Kaczyńskiego, być może przy okazji rzucając mu koło ratunkowe i dając czas na poukładanie sytuacji w partii.
W sobotę ministrowie przedstawili kolejne pomysły na pomoc powodzianom i zgłosili poprawki do już złożonych projektów. Kaczyński wyciągnął lekcję z demonstracji, którą pod hasłem StopPatoWładzy zorganizował w sobotę 14 września w Warszawie. Gdy Polacy mierzyli się z wielką wodą, ratując swoje domy, ewakuując siebie i rodzinę albo na wałach przerzucając worki z piaskiem, Jarosław Kaczyński na politycznym wiecu koncentrował się na Donaldzie Tusku, nawet słowem nie wspominając o tym, co dzieje się na Dolnym Śląsku. – Widziała pani zdjęcia z tej manifestacji, jakie nasi posłowie zamieszczali w mediach społecznościowych? – pyta Arletę Zalewską z TVN jeden z polityków PiS. – Przecież to był wstyd – dodaje.
Chodzi o zdjęcia, na których roześmiani posłowie PiS fotografowali się wśród swoich zwolenników. W tym samym czasie media pokazywały przerażone twarze mieszkańców z zalanych i zagrożonych powodzią terenów”.