1. Od lat mieszkasz w Paryżu, zajmujesz się sztuką, piszesz i tworzysz podcasty o sztuce, prowadzisz autorski portal „wSztuce.net”. Co poleciłbyś obejrzeć albo na co zwrócić uwagę w jesiennym sezonie wystawienniczym w Paryżu?
– Paryż jest przebogaty w ważne wydarzenia artystyczne. Praktycznie w każdym miesiącu pojawia się jakaś perełka w postaci wystawy, która elektryzuje i budzi emocje. Ja akurat skupiam się wyłącznie na sztuce współczesnej, ale przecież w tym krajobrazie paryskim mamy do zobaczenia też ekspozycje ze świata sztuki wcześniejszej, jak choćby fenomenalną wystawę Georges’a de la Tour – wielkiego mistrza światła i cienia w muzeum Jacquemart-André. Jak już wspomniałem, mój świat to sztuka, która nas aktualnie otacza. Dlatego polecam wystawę Bruce’a Naumana, jednego z najbardziej innowacyjnych i wpływowych artystów naszego pokolenia. Charakter jego twórczości jest wieloraki, najogólniej mówiąc, mieści się w obszarze minimal artu i rzuca wyzwanie wyobrażeniom widza o percepcji i rzeczywistości własnego doświadczenia fizycznego. Nauman to postać monumentalna, znana z wielu prac, w których przywołuje proces myślenia matematycznego. Wystawa, o której mówię, jest do obejrzenia w galerii Bigaignon w sercu Le Marais. Polecam także uwadze postać Pierre’a Soulages’a. Ten francuski malarz, który zmarł całkiem niedawno, przeżył 102 lata. Był zatem świadkiem wzlotów i upadków awangardy, praktycznie wszystkich ważnych ruchów w dziejach sztuki najnowszej. Był abstrakcjonistą. Malował głównie czerń, definiując ją niejako na nowo. Krytycy ukuli wobec jego malarstwa termin „Outrenoir”, co sugeruje, że jest jeszcze „coś” więcej niż sama czerń. Jego najnowsza wystawa to papiery, do których stworzenia używał bejcy orzechowej. Bardzo ważna twórczość w historii malarstwa francuskiego. Do obejrzenia w Musée du Luxembourg.
2. Obserwujesz nie tylko wystawy paryskie… Co twoim zdaniem zapowiada się godnego szczególnej uwagi w muzeach i galeriach Europy?
– Ogromne wrażenie zrobił na mnie Andy Goldsworthy w Edynburgu. Wystawa pokazuje całość jego twórczości. Dla wielu osób twórczość Goldsworthy’ego jest niewidzialna. I to nie dlatego, że jego prace powstają w miejscach ukrytych, jemu tylko znanych, ale dlatego, iż ich dostrzeżenie, zrozumienie ich filozoficznego przekazu, wymaga od widza najtrudniejszej decyzji – zatrzymania się i refleksji. Dla większości odbiorców jego rzeźby są dziecinne i całkowicie niezrozumiałe. Bo cóż może być fascynującego w popękanych konarach drzew, liściach ułożonych w kółko czy w pajęczynie utkanej z patyków? W twórczości Goldsworthy’ego odniesienia do bieżącej społecznej sytuacji są zawsze drugoplanowe – wynikają z czegoś o wiele bardziej pierwotnego, czegoś, co jest i będzie punktem odniesienia dla każdego artysty, filozofa czy pisarza: istoty ludzkiego życia. To ono stanowi centrum filozofii artysty. Jego narodziny, zmiany, jakie w nim zachodzą, śmierć, degradacja doczesnej formy i przejście w nową, będącą początkiem kolejnego cyklu. Ten uniwersalny proces będący wspólnym doświadczeniem wszystkich żywych istot jest głębokim oświadczeniem na rzecz jedności, a nie podziałów. Prac Andy’ego nie zobaczymy w przestrzeniach galeryjnych ani na miejskich murach. Dla większości ludzi dostępne są jedynie na fotografiach, które są jedynym dowodem ich istnienia. Rzeźby Goldsworthy’ego nie są bowiem permanentną ekspozycją. Czasem istnieją zaledwie kilka minut, czasem kilka miesięcy czy lat, powoli rozpadając się i przechodząc w nową formę istnienia, integralną z otaczającym je światem.
3. No a świat? Czego tam można się spodziewać w wystawianej sztuce?
– Sztuka posługuje się językiem uniwersalnym. Przynajmniej ta, o której będziemy mówić, pisać i która przejdzie do historii sztuki. Warto zatrzymać się przy jednej wystawie, która ukazuje nam wartości nadrzędne. Chodzi o Barbarę Hepworth. Jej wystawa znajduje się obecnie w Saint-Paul-de-Vence w murach Fundacji Maeght. Obecność jej prac zawsze wywołuje emocje. Bez względu na to, czy są one pokazywane w sterylnych przestrzeniach galeryjnych, czy na wolnym powietrzu, tak jak ona sama tego zawsze chciała. Ich język jest zrozumiały zarówno dla tych, którzy odwiedzają Yorkshire Sculpture Park, jak i muzeum w Hakone w Japonii. Jest w nich bowiem uchwycony uniwersalny przekaz związany ze zjawiskiem zmian wywołanych przez ruch. Mamy więc tutaj ruch wprowadzający świat w cykl życia i śmierci. Ruch muzyki, którego wibracje rozchodzą się po martwej i ożywionej materii. Ruch zmian technologicznych, które przeformatowują dotychczasowy świat, i ruch napięć społecznych wynikających z nieustannego obcowania ze zmianą. Twórczość Hepworth, która przypadła na czas wielkich odkryć dwudziestego wieku, jest dla współczesnego odbiorcy manifestem, pod którym może się z łatwością podpisać. Jest klarowna poprzez uniwersalizm języka i pojęć, do których się odnosi. Jest ponadczasowa i ponadkulturowa. Być może dlatego, w czasach podziału i wzajemnej do siebie nienawiści, bo w takich obecnie żyjemy, twórczość Hepworth jest powiewem nadziei, gdyż odnosi się do tego, co łączy, a nie dzieli. Jest czysta i wolna od jakiejkolwiek ideologii. Jest transparentna i głęboko osadzona w niepodważalnych prawdach, jakie niesie za sobą obcowanie z naturą, materią i drugim człowiekiem. I tego właśnie akurat ja chciałbym się spodziewać po sztuce. Że opowie nam o nas samych w dzisiejszym świecie.