Przetrwali w dziczy, choć wydawało się, że nie mieli szans

Po miesiącu poszukiwań w Parku Narodowym Północnych Gór Kaskadowych w stanie Waszyngton odnaleziono turystę. Osoby, które go znalazły, mówiły, że przeżyłby jeszcze dzień, nie więcej. Leżał na brzegu rzeki i wyglądał tragicznie. Nie ruszał się. Okazało się, że przez tygodnie pozostawał w jednym miejscu, a oficjalne poszukiwania były już zakończone. 

Alexander Selkirk / Fot. Needpix

39-letniego Roberta Schocka po raz ostatni widziano 31 lipca i nie miał wtedy przy sobie sprzętu turystycznego do nocowania. 3 sierpnia pracownicy parku narodowego powiadomili służby o porzuconym przy szlaku Hannegan Pass pojeździe. Zgłosili również odnalezienie psa, który według nich należy do Schocka. Dopiero 30 sierpnia mężczyznę uratowano i przewieziono do szpitala. Wcześniejsze poszukiwania, m.in. przy użyciu śmigłowca, nie przynosiły żadnych efektów. Schock nie jest jedynym, któremu udało się przeżyć po zaginięciu w ekstremalnych warunkach. Zaginieni, którym udało się przetrwać, stawiali czoła ekstremalnej pogodzie i dzikim zwierzętom, bywali ranni, żywili się np. surowymi żółwiami lub muchami.

Joe Simpson, trzy dni

W maju 1985 r. na peruwiańskiej górze Siula Grande (6344 m n.p.m.) zaczął obficie padać śnieg. Dwaj alpiniści Joe Simpson (25 l.) i Simon Yates (21 l.) rozpoczęli ryzykowne zejście. Jednak Simpson popełnił błąd, poślizgnął się na lodzie i złamał sobie prawą nogę w kolanie. Yates nie zdołał dostać się do rannego – jego lina okazała się za krótka. Aby ratować życie, przeciął linę i pozostawił Simpsona na pewną śmierć. Ten jednak przeżył upadek do szczeliny z wysokości 20 m i dotarł z powrotem do bazy, walcząc z bólem, pragnieniem i halucynacjami.

Éric LeMarque, osiem dni

Trochę gumy do żucia, namoczone zapałki i paczka metamfetaminy – według „Los Angeles Times” to wszystko, co miał przy sobie Éric LeMarque, gdy zaskoczyła go śnieżyca. Były francuski hokeista przetrwał osiem dni na górze Mammoth w Sierra Nevada. Przeżył na wysokości ponad 3000 m, jedząc orzeszki i korę drzew. Wybudował prowizoryczne igloo, ale w wyniku odmrożeń stracił obie nogi. Mówił później, że na tamtej górze spotkał śmierć, że czuł jej obecność, a to wyleczyło go z uzależnienia od narkotyków.

Bing Olbum, dziesięć dni

89-letni Bing Olbum wybrał się z plecakiem w góry Idaho i zaginął. Obszar, na którym przebywał, jest uważany za jeden z najbardziej surowych terenów w Stanach. Według władz lokalnych większość ludzi nie przeżyłaby dziesięciu dni w takich warunkach. 1 sierpnia Olbum wyruszył w pięciodniową wycieczkę z plecakiem. Gdy 6 sierpnia nie pojawił się w punkcie kontrolnym, zgłoszono jego zaginięcie. Ratownicy przeszukiwali teren za pomocą śmigłowców, dronów i pieszo. 10 sierpnia zespół wolontariuszy odkrył obozowisko Olbuma. Turysta był lekko odwodniony i jego stopy były poranione od długiej wędrówki. Nie miał przy sobie żadnych urządzeń elektronicznych, jedynie kompas i papierową mapę. Jadł solone orzechy i suszoną wołowinę.

Juliane Koepcke, jedenaście dni

W wigilię Bożego Narodzenia 1971 r. 17-letnia wówczas Niemka Juliane Koepcke poleciała z matką ze stolicy Peru, Limy, do miasta Pucallpa, gdzie jej ojciec pracował w stacji badawczej w nieodległej dżungli. Samolot wpadł w burzę i się rozbił – Juliane Koepcke przeżyła jako jedyna z ponad 90 osób. Prawdopodobnie życie uratowała jej trzyosobowa ławka, na której siedziała obok matki – możliwe, że ten element wyposażenia samolotu spowalniał upadek, działając podobnie do spadochronu. Pomogły także wstępujące prądy powietrza wywołane przez burzę. Przed uderzeniem w ziemię ochronił dziewczynę gęsty baldachim dżungli. Ranna nastolatka, zanim została odnaleziona, błąkała się przez 11 dni. Juliane Koepcke została biolożką, pracę doktorską napisała na temat gatunków nietoperzy żyjących w tropikalnym lesie deszczowym Peru, była kierownikiem biblioteki i zastępczynią dyrektora Państwowych Zbiorów Zoologicznych w Monachium. W 2019 r. otrzymała Wielki Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Republiki Peru oraz tytuł profesora honorowego Uniwersytetu w Limie za pracę na rzecz peruwiańskiego lasu deszczowego. W 2021 r. została odznaczona Orderem Zasługi Republiki Federalnej Niemiec.

Daniel Dudzisz, trzy tygodnie

Miejscowi rolnicy i policjanci stracili nadzieję na odnalezienie Daniela Dudzisza żywego. W 2014 r. 26-letni wówczas Niemiec przez trzy tygodnie błąkał się po australijskim buszu. W końcu odnalazł się na drodze w pobliżu miejscowości Windorah. Chory na cukrzycę Dudzisz przetrwał dzięki monotonnej diecie – żywił się wyłącznie… muchami. Policjant Mark Henderson powiedział w rozmowie ze stacją ABC, że historia zaginionego brzmiała nieprawdopodobnie – żartował, że w australijskim buszu nigdy nie można być głodnym, bo jest mnóstwo much. Najwyraźniej sam Dudzisz mniej się martwił o siebie niż zaalarmowane grupy poszukiwawcze – po odnalezieniu zdecydował się nie korzystać z pomocy medycznej. Chciał kontynuować wędrówkę.

Lesly, Soleiny, Tien i Cristin, 40 dni

W czerwcu 2023 r. wydarzył się cud. Czworo dzieci, które jako jedyne przeżyły katastrofę lotniczą, przetrwało 40 dni w kolumbijskim lesie deszczowym. Rodzeństwo Lesly (13 l.), Soleiny (9 l.), Tien (4 l.) i Cristin (1 rok) pozostawiało po sobie ślady butów, pieluchy, gumki do włosów i nadgryzione owoce. Po tych śladach szli poszukujący ich żołnierze. W gęstej dżungli i nieustającym deszczu dzieciom pomogła wiedza, którą miały dzięki przynależności do rdzennej społeczności. O akcji ratunkowej słyszał cały świat. Gdy dzieci się odnalazły, prezydent Kolumbii Gustavo Petro napisał w mediach społecznościowych, że to radość dla całego kraju, a historia czwórki rodzeństwa bez wątpienia przejdzie do historii.

Maurice i Maralyn Baileyowie, 118 dni

W 1972 r. brytyjskie małżeństwo Maurice i Maralyn Baileyowie wypłynęło jachtem z Southampton w Anglii do Nowej Zelandii. 4 marca 1973 r. łódź została staranowana i poważnie uszkodzona przez wieloryba. Baileyowie zdołali przesiąść się do małego gumowego pontonu – mieli w nim tylko trochę jedzenia i kompas. Później zbierali wodę deszczową, polowali na żółwie, ptaki morskie i ryby, które łowili ręcznie lub na haczyki wykonane z agrafek. To, co zdołali złapać, jedli na surowo. Przetrwali kilka silnych sztormów. Ucierpieli między innymi z powodu oparzeń słonecznych, czerwonki i odwodnienia, a ich ponton wielokrotnie tracił powietrze. 30 czerwca 1973 r. zostali uratowani przez załogę południowokoreańskiego kutra rybackiego. Gdy trafili na pokład, byli w bardzo złym stanie. Po powrocie do Anglii opisali przeżycia w książce. W 1975 r. znów wypłynęli w morze nowym jachtem.

Alexander Selkirk, cztery lata i cztery miesiące

Jego historia jest uważana za pierwowzór bohatera „Robinsona Crusoe”. W 1704 r. szkocki żeglarz i poszukiwacz przygód Alexander Selkirk został pozostawiony na bezludnej wyspie na Pacyfiku. Mówi się, że zrobił to na własną prośbę, gdyż obawiał się, że jego statek zatonie. Faktycznie statek zatonął niedługo później i prawie cała załoga utonęła. Selkirk mieszkał samotnie przez ponad cztery lata na wyspie Más a Tierra (obecnie Robinson Crusoe) w archipelagu Juan Fernández na Oceanie Spokojnym, 650 km od Chile. Polował na kozy i foki, łowił ryby i zbierał owoce. Swoim wybawcom ponoć powiedział, że brakowało mu tylko soli. Ponieważ przeszkadzały mu szczury, by się ich pozbyć, oswoił koty. Został uratowany 2 lutego 1709 r. przez brytyjski statek. Selkirk najwyraźniej nie lubił cywilizacji. Jeden z ówczesnych dziennikarzy przytoczył jego wypowiedź: – Mam teraz 800 funtów, ale już nigdy nie będę tak szczęśliwy, jak wtedy, gdy nie miałem nawet ćwierćpensówki. Pił, popadał w konflikty z prawem, miał jednocześnie dwie żony – w końcu uciekł na morze. W wieku 45 lat zmarł na żółtą febrę. Książka „Robinson Crusoe” jeszcze za jego życia odniosła ogromny sukces.

2024-10-30

(AS) na podst.: spiegel.de, cnn.com