R E K L A M A
R E K L A M A

Parlament Europejski głosował nad wnioskiem o odwołanie szefa Komisji Europejskiej

Od objęcia urzędu w grudniu 2019 roku Ursula von der Leyen nigdy nie stanęła przed głosowaniem w sprawie wotum nieufności. Chociaż różne grupy w parlamencie groziły wnioskami w takich kwestiach, jak naruszenia praworządności na Węgrzech i w Polsce, przejrzystość umów dotyczących szczepień czy zarządzanie migracją i operacjami Frontexu przez Komisję, żadna z nich nie zyskała wystarczającego poparcia, aby kontynuować prace. Tym razem przeciwnikom przewodniczącej KE udało się doprowadzić sprawę do końca. 

Fot. Flickr

Wniosek zainicjował Gheorghe Piperea, europoseł z Rumunii, wiceprzewodniczący grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), do której należy również Prawo i Sprawiedliwość. Jako powód podał aferę Pfizergate ciągnącą się od czterech lat. Wybuchła po ujawnieniu przez „The New York Times” informacji o wymianie SMS-ów między von der Leyen i prezesem firmy farmaceutycznej Pfizer Albertem Bourlą, tuż przed zakupem przez Unię szczepionek Pfizera przeciwko COVID-19. Zakontraktowano ich za dużo, a Unia bez powodzenia wciąż próbuje renegocjować warunki tamtego kontraktu. Treści SMS-ów von der Leyen nie ujawniono. Komisja Europejska stwierdziła, że ich nie posiada. Nie pomógł nawet Sąd Unii Europejskiej, który uznał oświadczenie KE za niewiarygodne i nakazał wiadomości odtajnić. Sygnatariusze wniosku uważają, że von der Leyen dopuściła się braku przejrzystości, ale mają też inne powody, by domagać się zakończenia jej sześcioletnich rządów. Wysunęli zarzut o ingerencji KE w rumuńskie wybory oraz pomijanie Parlamentu Europejskiego przy organizowaniu wspólnych unijnych pożyczek na obronność. Wniosek podpisało 77 europosłów z trzech ugrupowań: ECR, Patrioci za Europą (PfE) i Europa Suwerennych Narodów (ESN). – To początek końca – oznajmił Piperea podczas prezentacji wniosku w poniedziałek 7 lipca. 

Ursula von der Leyen odniosła się do zarzutów, mówiąc, że afera Pfizergate to teoria spiskowa stworzona przez antyunijne siły dążące do podzielenia Europy, zwolenników wniosku nazwała antyszczepionkowcami i apologetami Putina, zaś sam wniosek, jej zdaniem, jest wzięty żywcem z najstarszego podręcznika ekstremistów. Za wotum nieufności dla szefowej KE mocno lobbował węgierski premier Viktor Orbán. Dzień przed głosowaniem na swoim koncie na platformie X opublikował grafikę przypominającą okładki „Time’a” – przewodnicząca KE na czerwonym tle wychodząca z kadru i napis: Time to go (Czas odejść). To był odwet za podobny obrazek z tym samym hasłem, ale z wizerunkiem Orbána, jaki w ubiegłym roku zamieściła na Facebooku Europejska Partia Ludowa, ugrupowanie von der Leyen. 

Jej wizerunek ucierpiał

Głosowanie nad przyszłością przewodniczącej, a tym samym całej Komisji Europejskiej odbyło się 10 lipca. Za odwołaniem opowiedziało się 175 posłów, 360 było przeciwko, 18 wstrzymało się od głosu. Ursula von der Leyen uratowała stanowisko, lecz wizerunek szefowej bardzo ucierpiał. Głosów przeciwko jej przywództwu jest coraz więcej. Nie tylko wśród prawicowców. Lewica w głosowaniu poparła ją jedynie warunkowo. Jednym z głównych ich zarzutów jest to, że obóz przewodniczącej coraz bardziej łączy siły ze skrajną prawicą, przede wszystkim w celu wycofania przepisów dotyczących ochrony środowiska. Francuska europosłanka Valérie Hayer, liderka centrowej grupy Odnówmy Europę, mówi o obecnej Komisji: Zbyt scentralizowana i sklerotyczna. Profesor prawa UE Alberto Alemanno uważa, że próba odsunięcia von der Leyen uwypukla wiele niedociągnięć, na które media i obserwatorzy polityki zwracali uwagę już od pewnego czasu – jej styl prezydencki, centralizację władzy i jej nieprzejrzystość (…). Nie wyjdzie stąd wzmocniona (…). Presja, by pociągnąć ją do odpowiedzialności, będzie tylko rosła. 

2025-07-17

EW na podst.: The Journal, Hungarian Conservative, Euronews, France24, Anadolu Ajansı