O przyjaźni traktuje wystawa w paryskim muzeum Ossipa Zadkine’a, o przyjaźni rzeźbiarza Zadkine’a i legendarnego malarza Modiglianiego. Pierwszy urodził się w żydowsko-szkockiej rodzinie w Witebsku, drugi, sześć lat starszy Modi, jak na niego wołano, w rodzinie toskańskich Żydów. „Modi” brzmi po francusku jak maudit, przeklęty, wyklęty, potępiony, pasuje do archetypu artysty wyklętego, za jakiego Amedeo Modigliani jest uważany, artysty naznaczonego alkoholem, haszyszem, chorobą, klątwą geniuszu za życia niedocenionego. Mało jest postaci jak on uosabiających to, co przypisuje się bohemie: twórcze szaleństwo, nędzę, poezję. Modi był młodym bogiem przebranym w niedzielny strój robotnika – mówił o przyjacielu Zadkine.
Początek XX wieku. Paryż. Bohema. Awangardowi malarze, poeci, marszandzi. Rozkwita fowizm, rodzi się kubizm. Pierwszy przyjeżdża 22-letni Amedeo, w 1906 roku. Jak przystało na młodzieńca z dobrego domu, zatrzymuje się w komfortowym hotelu na prawym brzegu Sekwany. Porzuca mieszczańskie nawyki i przenosi się na obskurne ulice międzynarodowej falangi artystów, do której należeli Hiszpan Picasso, Francuz Utrillo, Rosjanin Soutine, Japończyk Foujita, Holender van Dongen, Niemiec Meidner, Meksykanin Rivera czy Polak Kisling. W 1909 roku przyjeżdża Zadkine.
Subskrybuj