Komentatorzy zwracają uwagę, że Angela Merkel nie traktowała prezydenta Ukrainy poważnie, a socjaldemokratyczny kanclerz Olaf Scholz obchodził się z nim szorstko. Merz, polityk chadeckiej partii CDU, próbuje zmienić kurs polityki zagranicznej. Niespodziewanie ostro skrytykował bezwzględne postępowanie Izraela wobec Palestyńczyków w Strefie Gazy, a Zełenskiego przyjął z otwartymi ramionami. Panowała serdeczna atmosfera, obaj przywódcy byli na „ty”. Oczekiwano, że Merz ogłosi jakąś ważną decyzję. Podczas niedawnej wizyty w Kijowie kanclerz Niemiec, a także liderzy Francji, Wielkiej Brytanii i Polski, wezwali Rosję do zgody na trzydniowy rozejm i zapowiedzieli sankcje, jeśli tak się nie stanie. Moskwa ich zignorowała – trwają zmasowane ataki rakiet i dronów na Ukrainę. Należy więc ukarać Putina, ale bez wsparcia Stanów Zjednoczonych europejscy liderzy nie bardzo wiedzą, jak to uczynić.
Ukraina może atakować
26 maja Merz zakomunikował, że „nie ma już żadnych ograniczeń dla zasięgu broni”, czyli że Ukraina może atakować także cele na terytorium Rosji. Zwrócono jednak uwagę, że do tej pory Niemcy nie dostarczyły Ukrainie systemów dalekiego zasięgu i kanclerz wygłasza pozbawione treści frazesy. Jako przywódca opozycji Merz grzmiał z mównicy w Bundestagu, domagając się udostępnienia Ukrainie niemieckich pocisków manewrujących Taurus. Kanclerz Scholz był temu stanowczo przeciwny. Teraz Merz jest szefem państwa i w kwestii taurusów zmienił ton. Podczas wizyty Zełenskiego starał się o tych pociskach jak najmniej mówić. Wynika to także z faktu, że stoi na czele rządu koalicyjnego, w skład którego wchodzą socjaldemokraci, niechętni dostarczaniu nowoczesnej broni Kijowowi. Wieczorem 28 maja w wywiadzie dla wiadomości drugiego programu telewizji publicznej ZDF Merz tłumaczył, że wyszkolenie ukraińskich żołnierzy w obsłudze systemów Taurus i ich dostarczenie zajęłoby sześć miesięcy, a może nawet rok.
Kanclerz i prezydent uzgodnili za to, że Kijów i Berlin zawiążą „sojusz zbrojeniowy”, podejmą „współpracę na płaszczyźnie zbrojeniowej” i „wspólną produkcję”, która będzie odbywać się w Ukrainie i Niemczech. Wytwarzana będzie broń dalekiego zasięgu, przy czym na armię ukraińską nie zostaną nałożone żadne ograniczenia w jej użyciu. Do produkcji wykorzystana zostanie niemiecka technologia, a dojdzie tańsza ukraińska siła robocza. Eksperci wskazują, że Kijów i Moskwa prowadzą wyścig zbrojeń w produkcji rakiet i dronów. Dzięki niemieckiej technologii i wsparciu finansowemu Ukraina może ten wyścig wygrać. Merz zapowiedział, że RFN przeznaczy na wsparcie wojskowe Kijowa 5 mln euro. To znaczna kwota, ale z ukraińskiej stolicy napływają informacje, że w budżecie obronnym brakuje w tym roku 24 mld dolarów.
Zełenski jeszcze poczeka
Zdaniem specjalistów, zanim nowa broń zostanie wspólnie wyprodukowana i dostarczona na front, upłynie jakieś 12 miesięcy, przy czym systemy te i tak będą pośledniejszej jakości niż Taurus. Towarzyszący swemu prezydentowi w Berlinie ukraiński minister obrony Rustem Umierow ogłosił podpisanie nowego kontraktu wartości 2,2 mld euro z niemieckim koncernem Diehl Defence na dostawę dodatkowych systemów obrony powietrznej IRIS-T i odpowiednich pocisków rakietowych.
Kanclerz odniósł się do doniesień medialnych, według których administracja Trumpa prowadziła rozmowy z Rosją na temat otwarcia bałtyckiego gazociągu Nord Stream 2 bez zgody Europejczyków. „Mówię w imieniu Republiki Federalnej: zrobimy w związku z tym wszystko, aby Nord Stream 2 nie mógł być ponownie uruchomiony” – stwierdził dobitnie Merz.
Wołodymyr Zełenski może być zadowolony z wizyty, aczkolwiek nie do końca. Taurusy, jeśli trafią do Ukrainy, to z pewnością nieprędko. Prezydent musiał pospiesznie wrócić do ojczyzny z powodu groźby ofensywy Moskali w obwodzie sumskim. Komentatorzy zwracają uwagę, że obecny rząd RFN stracił wszelkie złudzenia wobec reżimu Putina i będzie bardziej zdecydowanie wspierał Kijów. Niemieccy przywódcy wychodzą z założenia, że w sprawie rozejmu Moskwa gra na zwłokę, a wojna na wyczerpanie potrwa jeszcze długo.