W tej sprawie odbyło się pełne emocji posiedzenie rady miasta Annaberg-Buchholz z udziałem funkcjonariuszy policji oraz urzędników Naczelnego Urzędu Górniczego. Burmistrz Rolf Schmidt powiedział później: „Doszliśmy do wniosku, że odzyskanie tego obywatela nie jest możliwe. Koszty akcji ocenia się na 400 tys. euro. Jest to kwota, której wydanie podatnicy nie uznają za rozsądne”.
Rudawy były przez wieki sławnym regionem górniczym. Kopalnia na górze Schreckenberg pod Annabergiem istniała od 1652 roku – wydobywano tu srebro i kobalt. Pozostał po niej labirynt podziemnych korytarzy noszących malownicze nazwy „Złota Róża” czy „Dziesięć Tysięcy Pomocnych Rycerzy”.
Oliver K. z zawodu był elektrykiem, jednak jego pasją stała się nielegalna eksploatacja sztolni. Znajdował tam kryształy takich minerałów jak fluoryt czy annabergit, które sprzedawał na internetowym portalu ebay. „Zajmował się tym od dawna. Mówiliśmy mu, żeby przestał, ale nie słuchał” – opowiadał ojciec mężczyzny, 69-letni Detlef K.
8 października Sylvio Beyer i Eric Uhlig, funkcjonariusze służby zabezpieczającej kopalnie, podczas obchodu spostrzegli, że ktoś otworzył zasypany szyb prowadzący do sztolni Kippen hainer. Przy otworze znaleźli plecak, lampę, żółte gumowe buty, a także rower. Natychmiast rozpoznali, do kogo należy jednoślad. Dobrze znali Olivera K., który niezgodnie z prawem wdzierał się pod ziemię.
Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza z udziałem funkcjonariuszy policji i straży pożarnej. Podobno z szybu rozległo się rozpaczliwe stukanie, które nagle ucichło. Ratownicy wykorzystali plan kopalni z 1829 roku, który przechowywany był w Archiwum Górniczym w mieście Freiberg. W końcu znaleźli metalowy cylinder z materiałem wybuchowym. Przypuszczają, że łowca skarbów próbował utorować sobie drogę do sztolni poprzez eksplozję, która spowodowała obsunięcie się skały, i mężczyzna zginął przysypany. 15 października psy wyszkolone do wykrywania zwłok, sprowadzone do otworu szybu, zaczęły szczekać jak szalone. Eksperci uznali, że Oliver K. nie żyje, a ciało znajduje się na głębokości 25 metrów.
Detlef K. początkowo domagał się, aby ratownicy wydobyli zwłoki jego syna. Pogodził się z decyzją władz po tym, jak obiecano mu, że przy szybie zostanie umieszczona tablica upamiętniająca zaginionego i może też odbędzie się tam uroczystość żałobna. Powiedział: „Niech ta góra stanie się grobem mojego dziecka”.
Przyjaciele łowcy skarbów nie kryją jednak gniewu.
„Nie mogę tego zrozumieć. Tu przecież chodzi o człowieka, pieniądze nie powinny więc mieć żadnego znaczenia” – irytował się 39-letni Daniel Sonntag. Przyjaciele i znajomi Olivera urządzili zbiórkę, aby zdobyć środki na przeprowadzenie akcji odzyskania ciała. Należy wątpić, czy zbiorą 400 tys. euro.
Wciąż nie wiadomo, jak skończy się ta historia. Istnieje możliwość, że Urząd Ochrony Zdrowia zablokuje decyzję władz Annabergu. Pracownicy urzędu obawiają się, że zwłoki zostawione w sztolni mogą zatruć wody gruntowe. Wtedy miasto będzie musiało wyłożyć 400 tys. euro, które przeznaczone zostaną m.in. na wynajęcie georadarów i innego nowoczesnego sprzętu do prowadzenia poszukiwań pod ziemią.