R E K L A M A
R E K L A M A

To już sto lat lodziarni w Białobrzegach. Herosi biznesu

Lodziarnia w Białobrzegach za rok osiągnie szacowny wiek stu lat.

Fot. materiały promocyjne

Lecz działalność biznesowa jej właścicieli, rodziny Gruszczyńskich, ma historię sięgającą schyłku XIX wieku, kiedy to ich przodek, Feliks Śledziewski, zajął się produkcją cegieł, budownictwem i rzecznym transportem. Dorobił się majątku przy budowie mostu na Pilicy, po czym kupił lokal. W 1936 roku otworzył w nim lodziarnię, wykorzystując umiejętności swojego syna, cukiernika, również Feliksa. Lodziarnia miała duże powodzenie wśród podróżnych jeżdżących popularną trasą z Warszawy do Krakowa.

Dziś zakład działa dokładnie w tym samym miejscu, tylko otoczenie się zmieniło. Obwodnica wyłączyła Białobrzegi z ruchu, przypadkowi klienci zniknęli. Ale to nie problem, bo zastąpili ich stali bywalcy, wielbiciele dawnych smaków, przybywający z Warszawy, a nawet z zagranicy, z Australii, USA, Argentyny. Wielu z nich zagląda do Białobrzegów od pokoleń. Potomkowie obu Feliksów trzymają się bowiem przedwojennych receptur i nie używają nowych technologii.

Produkcja odbywa się codziennie, w zależności od aktualnego zapotrzebowania. Lody nie są mrożone na zapas, a decyzja o tym, ile i czego przygotować, zapada rano na podstawie bieżących obserwacji i doświadczenia. Brak sztucznych stabilizatorów sprawia, że lody mają delikatniejszą konsystencję i wymagają specjalnych warunków przechowywania. Zamiast stalowych pojemników używa się ceramicznych, które lepiej chronią produkt. Oferta opiera się na stałym repertuarze smaków, z których trzy – śmietanka, grylaż i truskawka – tworzą tzw. białobrzeską klasykę. Uzupełniają je m.in. malaga, czarna porzeczka, malina i cytryna – razem 6 – 8 smaków, które dostępne są regularnie. Wprowadzanie nowych opcji zdarza się rzadko.

Lodziarnię w Białobrzegach prowadzą Jadwiga i Zbigniew Gruszczyńscy, a do przejęcia biznesu szykuje się ich syn Kamil.

Nie dorastał z myślą o przejęciu firmy. Jako dziecko marzył o byciu strażakiem lub piłkarzem. Przez długi czas postrzegał spółkę jako coś, co odbiera rodzicom czas – zwłaszcza w sezonie, gdy byli całkowicie pochłonięci pracą. Zaczął im pomagać w wieku 13 lat, myjąc pojemniki i porządkując zaplecze. Nakładania lodów nauczył się kilka lat później – wymaga to wprawy, bo są produkowane bez stabilizatorów. Po studiach na Uniwersytecie Warszawskim (dziennikarstwo i PR, a później stosunki międzynarodowe) doszedł do wniosku, że jest gotowy, by kontynuować rodzinną tradycję. 

2025-05-16

E.W. na podst. pb.pl (Puls Biznesu)