W Głuchołazach wszechobecny jest pył. Wydobywa się spod wielkich udarowych młotów ekip remontujących ulice, spod wierteł mieszkańców zbijających namoczone tynki swych domów i spod kół wielkich ciężarówek wywożących całymi dniami ten „urobek” na wysypiska. Kto miał wodę na wysokości metra, zbija tynk przynajmniej pół metra wyżej. Komu zalało podłogę, też odsłania ściany, bo mury wciąg nęły wilgoć i jak bibuła powoli wsysają ją cegła po cegle do góry. Wygląda to wszystko jak zorganizowana demolka i niech tak wygląda. Byle szybciej wrócić do normalności, bo na razie Głuchołazy są ciężko zapracowane.
Subskrybuj