R E K L A M A
R E K L A M A

Niesnaski w kręgu The Who. Nawet one nie zakończą kariery zespołu

Zawrzało w marcu na muzycznych szczytach, kiedy członkowie jednej z rockowych legend zamierzali zwolnić perkusistę. Niewiele brakowało, aby grający na tym instrumencie Zak Starkey rozstał się z grupą The Who. 

Fot. Wikimedia

Młodsi melomani może nie kojarzą tego zespołu, więc spieszę z informacjami o nim, bo nie przystoi, żeby fani rocka nie znali jednej z najsłynniejszych kapel grających w tym stylu. Od razu dodam, że wspomniany Zak Starkey to syn innej rockowej legendy, 84-letniego Ringo Starra, znanego z grupy The Beatles, a od 1970 roku nagrywającego samodzielnie, autora 21 płyt solowych (najnowsza, wydana w styczniu 2025, nosi tytuł „Look Up”) i lidera kapeli All-Starr Band.

Grupa The Who zawiązała się w Londynie w 1964 roku na bazie muzyków grających wcześniej w kapeli The Detours. Już jej nazwa zaskakiwała, bo to po polsku zaimek „kto”, ale nie względny i nie pytający – na dodatek z przedimkiem określonym „the” – co razem znaczy „Ten kto” albo po prostu „Kto”. Swój debiutancki album – zatytułowany „My Generation” – muzycy wydali w 1965 roku. W pierwszym etapie aktywności większym powodzeniem niż płyty długogrające cieszyły się ich piosenki singlowe, a szczególnie utwór tytułowy z pierwszego longplaya. Podczas jego nagrywania wokalista grupy – a jest nim nadal 81-letni Roger Daltrey, prywatnie miłośnik jazdy szybkimi samochodami, a także aktor – celowo się jąkał, naśladując młodego, zagubionego Anglika. Dodatkowo w tekście „My Generation” jest jeden z najsłynniejszych rockowych wersów, który brzmi: „Mam nadzieję, że umrę, nim się zestarzeję”.

Na szczęście to mroczne marzenie wokalisty The Who się nie spełniło, bo Daltrey wciąż z powodzeniem nagrywa i koncertuje, zarówno z grupą The Who, jak i samodzielnie (ma na koncie 10 płyt solowych). Nie ominęło go wprawdzie parę problemów zdrowotnych – źle słyszy, a rok temu poinformował, że słabnie mu wzrok – ale nie poddaje się i kiedy jest okazja, śmiało sięga po estradowy mikrofon.

Pod względem zdrowia ma sporo wspólnego z 79-letnim Pete’em Townshendem, drugim wciąż aktywnym członkiem The Who, który też traci słuch, a niedawno przeszedł przeszczep kolana. Townshend nie tylko gra na gitarze i jest autorem niemal całego repertuaru The Who, ale jeszcze do niedawna uatrakcyjniał występy grupy estradową akrobatyką. Skakał z gitarą i ślizgał się z nią na kolanach. Na koniec występów niszczył estradowy sprzęt. Tak było w początkach kariery The Who. Ze szkodą dla zarobków muzyków, ale z korzyścią dla ich popularności. Kiedy demolka sceny nie była potrzebna, bo muzyka broniła się sama, Townshend nadal popisywał się na estradzie fizyczną sprawnością. Jego wyskoki i ślizgi zostawiły ślady na jego organizmie i teraz musi je odchorować. Ale wysiłek włożony w pracę na estradzie – wsparty muzycznym talentem – przyniósł pozytywne efekty.

On i pozostali członkowie The Who zapisali się w historii muzyki rockowej jako jej ważni przedstawiciele. Porównywani – pod względem dokonań – do Beatlesów i Stonesów. Townshend nie tylko skomponował hity „My Generation”, „Substitute”, „I Can’t Explain”, „I Can See For Miles” (z pierwszego okresu działalności) oraz „Who Are You” i „Eminence Front” (z późniejszych lat kariery), ale stworzył pierwszą rockową operę. Nosi ona tytuł „Tommy” i miała płytową premierę 19 maja 1969 roku, krótko przed występem The Who na festiwalu Woodstock (16 sierpnia), podczas którego zespół zaprezentował kilka piosenek z niej (m.in. „It’s A Boy”, „Pinball Wizard” i „I’m Free”).

„The Who są gwiazdami rock and rolla” – powiedział Bono, wokalista grupy U2, w laudacji, którą wygłosił w 1990 roku, kiedy przyjmowano zespół do Rockandrollowej Izby Sławy. – Byli dla nas wzorami. Kocham ich za to i… nienawidzę (dodał z uśmiechem – przyp. red.). Jesteśmy zaszczyceni, że możemy być częścią wyznaczonej przez nich muzycznej tradycji”.

Po Bono na estradę wszedł pałkarz U2, Larry Mullen Junior. „Wiemy dobrze, że perkusista jest sercem każdej grupy rockowej – oznajmił. – Chcę wykorzystać tę okazję, aby złożyć hołd muzykowi, który pełnił tę rolę w The Who, a był nim Keith Moon”.

Na opublikowanej w 2016 roku przez magazyn „Rolling Stone” liście 100 najlepszych na świecie perkusistów Moon zajmuje drugie miejsce – za Johnem Bonhamem z Led Zeppelin, a przed Gingerem Bakerem z kapeli Cream. Wzbudzał zainteresowanie zarówno na scenie, gdzie demonstrował instrumentalną maestrię, jak i w hotelach, gdzie lubił wrzucać ładunki wybuchowe do sedesów. Tak było do 7 września 1978 roku, kiedy umarł po przedawkowaniu narkotyków, mając zaledwie 32 lata.

Moon przyjaźnił się ze Starrem, który wybrał go na ojca chrzestnego swojego syna, wspomnianego Zaka Starkeya. Jego matką jest Maureen Starkey Tigrett, pierwsza żona byłego Beatlesa, z którą Starr był w związku w latach 1965 – 1975.

Zak przejął po słynnym ojcu talent do gry na perkusji, a w 1996 roku zagrał na estradzie z grupą The Who cały program albumu „Quadrophenia”, wydawnictwa należącego do czołówki rockowej spuścizny XX wieku. Ów koncert zapoczątkował jego muzyczną przygodę z Daltreyem i Townshendem, którym do 27 czerwca 2002 roku towarzyszył basista John Entwistle. Muzyk ten był czwartym członkiem The Who, ale w tym dniu zmarł w wieku 57 lat.

Współpraca młodego Starkeya z The Who prawie przez trzy dekady odbywała się bez starć. Dopiero w tym roku w ich relacji nastąpił zgrzyt. Głównie po marcowym występie The Who w Royal Albert Hall, podczas którego Daltrey przerwał finałowy utwór „The Song Is Over”, informując publiczność, że nie może śpiewać, bo w słuchawkach bębny zagłuszają mu akompaniament. Starkey bronił się, że nie on spowodował zakłócenia w przekazie dźwięku i że jego gra była poprawna, ale i tak muzycy The Who go zwolnili.

Jednak 19 kwietnia Townshend ogłosił, że pokonali dzielące ich animozje i Starkey zostaje. Fani na całym świecie odetchnęli z ulgą, a zwłaszcza sympatycy zespołu w Polsce, bo wciąż czekamy na ich przyjazd. Większość grup ze światowego topu zdążyła już u nas zagrać, ale The Who na polskiej scenie jeszcze nie było. 

2025-05-02

Grzegorz Walenda