Dla grubych ryb. Recenzja Maybacha klasy S w wersji 580e

Maybach. Symbol luksusu i prestiżu. Ale też przepychu i blichtru. Spotkania z limuzyną dla wybranych, o teoretycznie niepasującym do jej charakteru hybrydowym napędzie, nie mogłem się doczekać. Mercedes-Maybach klasy S w wersji 580e miał na pokładzie niemal wszystko, żeby do wręcz nieprzyzwoitych granic rozpieścić pasażerów komfortem podróżowania. Ale czy tak samo mocno zachwycił mnie, czyli kierowcę? Niekoniecznie.

Fot. Maciej Woldan

Bez luźnego miliona złotych nie ma co myśleć o wyjechaniu nowym Maybachem klasy S z salonu Mercedesa. „Mój” egzemplarz był skonfigurowany na około 1,3 mln, a na tym nie koniec, bo kwotę da się jeszcze wywindować opcjonalnym wyposażeniem. To tylko ciekawostka, bo jeżeli ktoś jest poważnie zainteresowany zakupem tego wozu, raczej nie przykłada wielkiej wagi do pieniędzy. Z kolei dla zdecydowanej większości rzucane sumy za samochód są z gatunku absurdalnych. – Zaraz, zaraz! Ale Maybach to coś więcej niż samochód! – rzucą entuzjaści marki albo… jej pracownicy. I też będą mieli rację, bo trudno o drugie tak komfortowe warunki do przemierzania dróg jak w wydłużonej i nafaszerowanej bajerami S klasie sygnowanej logo Maybacha.

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2024-11-22

Maciej Woldan