3.00 (60 minut do brzasku)
Drozd śpiewak zaczyna napierdzielać grubo przed świtem. Dobrze wie, co robi, więc przezornie nadaje ze znacznej wysokości, np. z wierzchołków drzew lub dachów. Jego wrzask jest różnorodny, żebyście przypadkiem nie nauczyli się ignorować konkretnej melodii. Dla pewności kradnie motywy muzyczne swoim krewnym, innym ptakom i ZAiKS-owi.
3.10 (50 minut do brzasku)
Do gry wkracza rudzik, który nie dość, że śpiewa, to gwiżdże – i to wszystko w zmiennym tempie. Jego jazgot to w zasadzie zew godowy, więc treść jest mocno niecenzuralna. Kto wie, gdyby nie zaszył się w podszyciu leśnym, może nagrałby nowy hit lata.
3.15 (45 minut do brzasku)
Wjeżdża kos i to na grubo. Mały drań sadowi się na najwyższych gałęziach, żeby wkurzyć ludzi na możliwie największym obszarze. Jeżeli mieszkasz w mieście, prawdopodobnie właśnie jego przeklinasz co rano od marca do lipca.
3.20 (40 minut do brzasku)
Świergotek drzewny bywa nazywany kanarkiem drzewnym. Są też świergotek polny i łąkowy. Zgadnijcie, jak bywają one nazywane? Oczywiście nie jest to komplement. Ten jazgotliwy drań nie potrafi zamknąć dzioba nawet w powietrzu. Mało tego, kiedy zerwie się do lotu ze szczytu drzewa, na którym jeszcze przed chwilą świergolił, zwrotki jego piosenek stają się dłuższe i uciążliwsze.
3.30 (30 minut do brzasku)
Kukułka jest właścicielką jednego z najbardziej rozpoznawalnych głosów w Polsce. Pod tym względem ustępowała tylko Tomaszowi Knapikowi, ale on nie podrzucał swoich jajek innym ptakom (…). Wracając do kukułki, jedyne, z czym możecie ją pomylić, to sierpówka. Jak je rozróżnić? Kukułka kuka, a sierpówka nie. Sierpówka krzyczy ratunku-ratunku, tak jak zapewne wy po 30 minutach bezsennego słuchania wycia ptaków.
3.40 (20 minut do brzasku)
Sikora bogatka to drań jakich mało. Nie dość, że hałasuje nawet zimą, to w dodatku dostosowuje swój głos do hałasu w mieście. Wiecie, w razie gdyby samochody, policja i strzały z broni gładkolufowej nie wystarczyły, żeby nie dać wam zasnąć.
3.50 (10 minut do brzasku)
Prosto z niższych pięter lasu na scenę wlatuje pierwiosnek. Kawał ruchliwego drania, który jest mniejszy od wróbla, ale wkurza za dwóch. Jego śpiew jest monotonny jak piosenki w Radiu Zet i również składa się tylko z dwóch sylab.
4.00 (brzask)
Do pierwszych promieni słońca boleś nie wwiercających się w wasze oczy dołącza zięba ze swoim trzyzwrotkowym cicici-tjutjutju-tjucitirjit. Nadaje z niższych pięter lasu, więc faktycznie czasami da się ją zobaczyć.
4.20 (20 minut po brzasku)
Od 20 minut wiadomo, że sobie dzisiaj nie pośpicie, ale przynajmniej możecie nacieszyć oczy widokiem jaskrawożółtej wilgi, prawda? Nieprawda. Kanarkowy drań nadaje z górnych pięter lasu, gdzie doskonale zlewa się z rozświetlonymi liśćmi. Kiedyś wierzono, że jego trele zwiastują nadejście deszczu, jakby samo niebo płakało z powodu chronicznego niedosypiania.
4.40 (40 minut po brzasku)
Szpak uwielbia wkurzać miastowych, ale w zasadzie śpiewa, gdzie popadnie. Do swoich treli ochoczo dodaje losowe dźwięki z otoczenia, takie jak kocie miauki, psie szczeki i najbardziej wkurzające dzwonki telefoniczne, jakie miał okazję usłyszeć. To taki ptasi artysta awangardowy i tak jak on zawsze jest gotów narobić człowiekowi na głowę.
Inne śpiewające ptaki
Wiecie już, kto prawdopodobnie uderzył w was tam, gdzie najbardziej bolało, czyli jednocześnie w łóżku i w uszy. Wymienione ptaki nie są jednak jedynymi, które nazywamy śpiewającymi. Nauka zna ok. 9 tys. gatunków ptaków i aż 5 tys. z nich należy do podrzędu śpiewających. Największy to kruk. Tak jest. Ten wielki, czarny, kraczący dziad jest ptakiem śpiewającym. Chociaż jego aparycja sprawia, że doskonale odnalazłby się wśród najbardziej znanych ludzkich tenorów, to jednak człowiek przeżywa pewien dysonans, kiedy myśli o kruczym śpiewaniu.
Aby ptak mógł być zaliczany do podrzędu śpiewających, musi przede wszystkim należeć do rzędu wróblowatych, a w dalszej kolejności mieć naprawdę pokręconą budowę krtani dolnej (syrinx). Ta chrzęstna komora rezonansowa zawiera elastyczne błony regulowane przez specjalne mięśnie. Im więcej mięśni, tym większe możliwości wokalne właściciela. Rekordziści mają ich nawet od siedmiu do dziewięciu par, a wszystko po to, żeby budzić nas w możliwie najbardziej irytujący sposób. Tak naprawdę robienie na złość ludziom to jedynie przyjemny dodatek. Głównym celem wokalnych popisów ptaków śpiewających jest zwabienie partnerki lub obrona terytorium, czyli dokładnie tak jak u ludzi.
U ptaków najczęściej to samiec zajmuje się śpiewaniem. Są jednak gatunki, w których śpiewają również samiczki, a nawet takie koncertujące w duecie. Niektóre ptasie pary śpiewają jednocześnie, inne na zmianę, a jeszcze inne uzupełniają fragmenty tej samej piosenki. Strasznie dużo zachodu jak na coś, co można zastąpić magnetofonem.
Skoro jesteśmy przy nośnikach dźwięku umożliwiających nielegalne kopiowanie utworów obłożonych podatkiem na wniosek naszego ZAiKS-u, to musicie wiedzieć, że niektóre ptaki również bezczelnie kopiują piosenki. Papugują, i to na całego, a jakoś nikt nie domaga się od nich opłaty za redystrybucję lub plagiatowanie. Rekordzistą jest przedrzeźniacz, który podobno w ciągu godziny potrafi naśladować głosy aż 55 różnych ptaków (…).
ZAiKS jak najbardziej mógłby się przyczepić do ptaków. Naśladownictwo obejmuje bowiem u różnych gatunków niemal wszystkie źródła dźwięku. Od innych ptaków tego samego gatunku w różnych lokalizacjach aż po odmienne gatunki, a nawet sprzęt gospodarstwa domowego czy popularne piosenki radiowe. Z tym ostatnim wiąże się moje małe marzenie. Chciałbym któregoś razu w ramach kontry delikwentom słuchającym w pociągu nowych rapsów z głośnika odpowiedzieć wyciągnięciem zza pazuchy kruka biegłego w utworach niemieckiej grupy pirotechniczno-folklorystycznej, czyli zespołu Rammstein (…). Oczywiście nie wszystkie ptaki przedrzeźniają. Niektóre zaczynają śpiewać same, bez niczyjej pomocy. Inne muszą najpierw usłyszeć, jak robią to rodzice lub rodzeństwo. Melodie i piosenki są więc często przekazywane z pokolenia na pokolenie jak duraleks, traumy i puszki ze śrubkami w polskich rodzinach.
Czasami zastanawiam się, kto nas bardziej nienawidzi, ptaki czy ludzie, którzy się nimi zajmują. Jedno jest pewne: zarówno ptasiarzy, jak i myśliwych oraz poetów łączy zamiłowanie do tworzenia neologizmów, na których łatwiej można sobie połamać język niż podczas czytania składu parówek w Biedronce. Jeżeli zawsze byliście ciekawi, jak nazwać to przerażające wycie, które wydobywa się z gardzieli żurawia, lub co robi sionka, to proszę bardzo, ale nie mówcie, że was nie ostrzegałem: bażanty to kokotanie; bociany – klekotanie; derkacze – grdanie, gęsi – gęganie, chyba że chcą was dopaść, wtedy syczenie; głuszce – czyhitanie, ale tylko kiedy wychodzą na podryw, czyli w trakcie toków; (…) kuropatwy – cirykanie, łabędzie, gęsi, żurawie – kreranie; pardwy – kokcielenie; puchacze – puchanie, sionki – cięgotanie (…).