W 2022 roku błyskawicznie podjęto decyzję o wykluczeniu Rosji. Teraz część europejskich nadawców chce zakazać udziału Izraela, ale opornie to idzie. Holandia, Hiszpania, Słowenia, Irlandia i Islandia już powiedziały twarde „nie”. Ich zdaniem nie ma w konkursie miejsca dla reprezentanta kraju, który zrównał z ziemią Gazę.
Niektórzy wprost mówią o dokonanym tam ludobójstwie ludności palestyńskiej – w izraelskich nalotach zginęło siedemdziesiąt tysięcy ludzi, setki tysięcy zostały bez dachu nad głową. Niektórzy uważają, że do rywalizacji artystycznej można by przenieść zasady stosowane od lat w sporcie, a więc przedstawiciele krajów, które toczą wojnę (dotyczyłoby to także Ukrainy) występują pod neutralną flagą. Trudno nie zauważyć, że jest to jednak rodzaj hipokryzji: nie nazywamy kraju, który reprezentujesz, ale i tak wiemy, skąd do nas przybywasz. To raczej półśrodek niż faktyczne wykluczenie. Przypomnijmy w tym miejscu, że począwszy od 2020 roku wszystkie edycje konkursu finansował – jako główny sponsor – izraelski producent kosmetyków Moroccanoil. Tradycyjny czerwony dywan, po którym idą artyści, zamieniono już pięć lat temu na turkusowy, nawiązujący do koloru opakowań marki. Wielu obserwatorów nie ma wątpliwości, że pokaźny zastrzyk pieniędzy z Izraela musiał wpłynąć na stanowisko Europejskiej Unii Nadawców (EBU), czyli organizatora tego konkursu.
Hiszpania zapowiedziała już, że nie tylko nie pośle swojego wykonawcy, ale nie będzie też transmitować imprezy na żadnym etapie. Takie samo stanowisko zajęła Irlandia. Słoweńcy przypomnieli, że Rosję wykluczono tuż po agresji na Ukrainę, ale w przypadku Izraela „EBU boi się zareagować”. Holandia podkreśliła, że tegoroczna edycja (zapowiadana na maj w Wiedniu) jest niezgodna z wartościami reprezentowanymi przez publicznego nadawcę. „Kultura jednoczy, ale nie za wszelką cenę” – podkreślają Holendrzy. Protesty w sprawie udziału Izraela pojawiają się od wielu miesięcy; domagali się tego we wspólnym apelu choćby wykonawcy znani z poprzednich edycji: Nemo (26 l.) ze Szwajcarii, reprezentująca Hiszpanię Blanca Paloma (36 l.) czy Portugalczyk Salvador Sobral (35 l.). Belgijski nadawca przerywał transmisję, gdy w latach 2023 i 2024 na scenę wychodziły reprezentantki Izraela. Przed salami koncertowymi organizowano propalestyńskie demonstracje. EBU od dawna wiedziała, co się święci, więc by uniknąć sytuacji, gdy liczba uczestników będzie kompromitująco niska, naprędce zaproszono do konkursu reprezentantów krajów, które nie brały udziału w Eurowizji już od kilku lat – głównie z powodów finansowych. Chodzi o Bułgarię, Rumunię i Mołdawię. Co ciekawe – zagrożenie dla udziału Izraela w Eurowizji płynie nie tylko z zewnątrz. Warunkiem udziału w konkursie jest bowiem członkostwo kraju w Europejskiej Unii Nadawców, która skupia media publiczne. Rząd Izraela tymczasem od dłuższego czasu ma zakusy na ograniczenie działalności publicznego nadawcy. Władze podejmowały już – na razie nieudane – próby całkowitego zlikwidowania stacji, a teraz chcą podporządkować sobie jej budżet, a nawet zlikwidować dział informacji. Bez tego do EBU należeć się nie da. Izrael musiałby więc zostać wykluczony i w jakimś sensie takimi decyzjami rządu wykluczyłby się sam.
W Polsce od jakiegoś czasu trwają już wybory finalistów, a na 14 lutego ogłoszono tak zwane preselekcje. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oddało decyzję w ręce polskiego publicznego nadawcy, czyli TVP. „Nie udawajmy, że nic się nie dzieje, kiedy spotykamy się z krzywdą i łamaniem praw człowieka” – napisali autorzy obywatelskiej petycji skierowanej do Telewizji Polskiej. Do bojkotu Izraela namawiał Mieszko Czerniawski, popularny twórca internetowy, który od lat relacjonuje kolejne Eurowizje. Publiczny nadawca zwlekał z ogłoszeniem swojej decyzji niemal do ostatniej chwili, zapewne wychodząc z założenia, że nie ma się czym chwalić. Polska, nie bacząc na wszelkie wątpliwości, zamierza bowiem wysłać swojego reprezentanta na konkurs organizowany w Austrii. W specjalnym oświadczeniu możemy przeczytać, że TVP jest świadoma napięć wokół konkursu piosenki. „Wierzymy jednak, że Eurowizja ma jeszcze szansę na to, by ponownie stać się przestrzenią, którą wypełnia muzyka. I tylko muzyka. My tę szansę dajemy, tak jak przeważająca większość członków EBU” – napisano w dokumencie przesłanym do mediów. Jest niemal pewne, że tegoroczna edycja odbywać się będzie w szczególnej, i to niekoniecznie radosnej atmosferze. Możemy spodziewać się protestów i bojkotów, podobnie jak było podczas ostatniego konkursu. Autorom polskiego oświadczenia warto też przypomnieć dawne, ale boleśnie aktualne powiedzenie: „Wśród oręża milczą muzy”. Muzyka nie rozbrzmiewa tam, gdzie toczy się wojna, a ludzie codziennie walczą o przetrwanie. Przed takim kryzysem Eurowizja nie stanęła jeszcze nigdy. Wygląda na to, że wielka feta, na którą liczono przy okazji jubileuszowego 70. Konkursu Piosenki w austriackiej Wiener Stadthalle, może zamienić się w raczej skromny i wstydliwy konkurs tych krajów, które nie miały odwagi stanąć po stronie człowieczeństwa.