R E K L A M A
R E K L A M A

Listy do redakcji Angory (30.11.2025)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„Heweliusz” i „Angora” 

Dawno już ANGORA nie wstrzeliła się tak znakomicie w mój nastrój, jak to miało miejsce w przypadku numeru 46. Gdy tylko zobaczyłam okładkę, udzieliło mi się spore poruszenie. Całą poprzedzającą niedzielę spędziłam, oglądając serial „Heweliusz”, bo tego nie da się przerwać, a w poniedziałek – taka okładka. Ten „Heweliusz” jeszcze we mnie rezonował, kiedy wręcz „rzuciłam się” do czytania Tygodnika. 

Teksty sprzed lat (ANGORA kosztowała wtedy 5000 zł!) okazały się jakże potrzebne. Mogę powiedzieć, że nawet podziałały uspokajająco, choć oczywiście pod powiekami dalej gdzieś tkwiły sceny z filmu. Sam fakt, że ktoś, kto przeżył katastrofę, mógł o tym opowiadać, było dobrą wiadomością. Jednak nie wszyscy zginęli… 

Jak w większości sytuacji ekstremalnych – potrzebne jest szczęście, któremu sprzyja opanowanie, przygotowanie, trening, czyjaś pomoc. 

Zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że film, a szczególnie serial, ma swoje prawa. Że nie jest to odwzorowanie 1:1 tamtej historii. Jednak wątki katastrofy i thrillera sądowego były tak umiejętnie poprzeplatane, że film trzymał w napięciu od pierwszego kadru do samego końca. Serial jest znakomity, bo wszystko w nim jest dobrane tak, by widza zaciekawić, wzruszyć, wciągnąć. Rzecz działa się dawno. I daleko, bo gdzieś na morzu, które zawsze niesie ryzyko, a morskie czeluści pochłonęły już miliony ofiar. Żywioł wody i bezradność człowieka, który musi się z nim zmierzyć… Byli na promie ludzie szkoleni i przygotowywani na różne sytuacje, jednak i oni w starciu z żywiołem stali na przegranej pozycji. Dotyczyło to przede wszystkim strony mentalnej, ale też technicznej i wyposażenia. Kiedy dochodzi do sytuacji ekstremalnej, nawet wyszkolony marynarz staje się bezradny. Nie tylko wobec innych, ale także wobec siebie. 

Mówiąc o samym filmie – poza reżyserią i efektami – nie sposób nie zauważyć mistrzowskiej gry aktorskiej. Szczególnie ucieszyło mnie pojawienie się w obsadzie filmu rzadko oglądanej ostatnio Magdaleny Zawadzkiej, matki reżysera Jana Holoubka. Świetna była także żona reżysera Magdalena Różczka, choć sceny z teściową nie było. Prom, w odróżnieniu od samolotu, jest komfortowym środkiem lokomocji. Oczywiście pod warunkiem, że nie cierpi się na chorobę morską i że nie ma dużej fali.

Miałam okazję kilka razy płynąć promem po Bałtyku jako pasażerka. Cóż za wspomnienia. Miła obsługa, dobre jedzenie, sklepy, do których na długo przed wpłynięciem do strefy wolnocłowej ustawiała się kolejka. O tym myśleliśmy. Do tego stopnia, że wchodząc na prom, postanowiłyśmy z koleżanką sprawdzić czujność panów kontrolerów, zamieniając się paszportami. Oczywiście nie zauważyli, co wprawiło nas dodatkowo w świetny humor. Kto by tam myślał o ryzyku, o niebezpieczeństwie. ELA

„Ziobro w kajdankach?” 

Niech im kamieniem u szyi będzie! 

W rozmowie z Tomaszem Zimochem prokurator Robert Kmieciak słusznie ostrzega nas przed wyręczaniem sądów w wydawaniu wyroków (ANGORA nr 45 „Ziobro w kajdankach?”). Uważam jednak, że prokuratura pod rządami nowych generalnych w ciemię bitą nie była i z igieł przez długie dwa lata narzędzi rolniczych nie wyprodukowała.

Irytuje jednak w tej sprawie ten wszechobecny wrzask niewiniątek. Tupet w mediach, te nieustające groźby i obelgi w obronie dzisiaj rzekomo tak niesprawiedliwie krzywdzonych mogą oddziaływać maluczkim na układ nerwowy. To prawdziwa Reduta Obrony Cnoty Niepokalanej Władzy Minionej, w której o pierwszeństwo ubiegają się dziś, używając też pospolitych inwektyw, dokuczliwie natrętne i nadęte puzony propagandowe. 

Pewien wybitny marszałek objawił nam prawdę uniwersalną – „… też trzeba umieć”. Jako niemarszałek słowa te rozbuduję do zdania: „Jeżeli podejrzani kradli, to przez zwykłe nieumienie wpadli, i tak jak wpadli, tak się nieumiejętnie bronią”. Jeżeli ktoś mnie dziś zapyta, czy śmiać się, czy płakać, to powiem: śmiać się z tego nieustannego zakłamywania z uzdrawiającym optymizmem, a wściekłość, która kształtuje ekspresję tych pseudo-Ordonów, niech im dalej na własne życzenie żyły zatyka i politycznym kamieniem u szyi będzie.

Dla podsumowania: „Co drugi?” Fortuna… wiadomo, fakt wszystkim znany, wczoraj prześladował, dziś – „prześladowany”. Pozdrawiam TADEUSZ

„Życie jest piękne i tylko tunelu brak!” 

Życie jest piękne… 

Autobus do Pipidówki przyjeżdża pół godziny za późno, by być pierwszym w kolejce przed otwarciem dyskontu. Ostatnio zdarzyło się, że nawet trzeźwy kierowca wjechał na przejazd kolejowy i wpadł pod pociąg. Kowalska nie ma windy na czwarte piętro i nie może schodzić na dół, by posiedzieć z sąsiadkami na ławeczce przed blokiem. I w tym czasie Sławosz Uznański-Wiśniewski leci w Kosmos za grube miliony! To dopiero jest draka! Drążenie tunelu pod Śnieżką to przy tym pestka, bo tunel jednak zostanie na Ziemi. 

To wszystko w nawiązaniu do listu pana Mariana zatytułowanego „Życie jest piękne i tylko tunelu brak!”, zamieszczonego w 45. numerze ANGORY. Ponieważ pan Marian wyraźnie zaznaczył, że ironizuje, więc i ja, zainspirowany żartobliwym tonem tamtego listu, pozwoliłem sobie od takiej tonacji zacząć. Pan Marian o swojej ironii napisał jednak dopiero na końcu, więc czytając list, myślałem, że on tak na serio. By uniknąć takiego nieporozumienia, od razu wyjaśniam więc, że początek jest ironiczny. 

Ani mi w głowie bagatelizowanie problemów, które podniosłem na wstępie. Dalej będzie jednak serio. Przynajmniej będę się starał, by tak było. Pan Marian pisze, że na tym paskudnym Zachodzie tuneli jest dużo. I to jest prawda. Tymczasem – niedługo po dostaniu się do Włoch ze Szwajcarii przez tunel Grand Saint Bernard (prawie 6 km długości) – miałem okazję widzieć, jak to się mówi, na własne oczy, tłum oczekujących w kolejce we włoskiej przychodni przyszpitalnej. Tłum był duży i – jak przystało na Włochów – niezwykle rozmowny i w dodatku głośny.

Nie znam włoskiego, ale z kontekstu domyślałem się, że nie są zadowoleni z tego, że muszą czekać na przyjęcie do lekarza. O tunelu nic nie mówili. To bym zrozumiał, bo w języku włoskim to słowo brzmi tak samo jak u nas. A w konkretnej sprawie podniesionej przez p. Mariana, tzw. więźniów 4. piętra, chcę powiedzieć, że państwo nie musi budować wind w każdym domu. Wystarczy, że odpowiednio zmieni przepisy. Znany mi jest przypadek budynku bez windy, w którym właściciele mieszkań na wyższych piętrach chcieli – na własny koszt – dobudować windę, jednak mieszkańcy parteru i pierwszego piętra, jako członkowie wspólnoty, nie wyrazili na to zgody. Dopóki więc nie będzie prawa zakładającego, że w każdym budynku wielokondygnacyjnym, nie tylko nowo budowanym, ma być winda, problemu ludzi mieszkających na wyższych piętrach nie rozwiążemy.

Trzeba spółdzielniom, wspólnotom mieszkaniowym i deweloperom to nakazać i dać dostatecznie długi czas, by ten problem rozwiązali w swoich zasobach. Można ich przy tym wesprzeć finansowo, chociażby tak, jak ma to miejsce w przypadku termomodernizacji. I tunel pod Śnieżką, lub jego brak, nie ma tu nic do rzeczy. Głęboko wierzę w to, że zanim decyzja o budowie tunelu zapadnie, pochylą się nad problemem fachowcy, którzy – odważę się to powiedzieć – lepiej znają się na problemie aniżeli p. Marian i ja. Życie jest piękne, a współżycie jeszcze piękniejsze – mówił jeden z moich znajomych. Prawdopodobnie miał na myśli współżycie społeczne, czyli godzenie różnych, często sprzecznych interesów. ANDRZEJ ZAWADZKI

„Gdzie ten macho?” 

Mężczyźni, jednoczmy się! 

Artykuł autorstwa Pani Marii Kucharczyk pt. „Gdzie ten macho?” (ANGORA nr 45) wpisuje się w nowy trend – widoczny co najmniej od roku – „ukrytego ataku” na mężczyzn. Poczułem się dotknięty jako mąż, ojciec i mężczyzna serią zawoalowanych oskarżeń, że my, mężczyźni, uzależnieni od porno i gier boimy się porównań. Czytamy, że tylko faceci mają zaburzenia hormonalne, niską samoocenę, no i skandalem jest fakt, że w łóżku chcą się… wyspać!

Nawet „Psy” i „Seksmisja” popsuły facetów, chociaż tak naprawdę boleśnie dla kobiet ukazały ich prawdziwą naturę, czyli Angela zdradziła swojego partnera, wybierając bogatszego, a Albert wyjaśniał, że: „Nie warto być kobietą w świecie bez mężczyzn”. Te filmowe fakty konfundują feministki i stąd ciągłe ich ataki. Trafnym przykładem arogancji jest twierdzenie, że facet „woli uciec w zmęczenie”, niż mieć udany seks! Nonsens – a może ucieka też w choroby? To kolejny artykuł, który przypomina kobiecy pseudosąd w „Seksmisji” dotyczący skazania samców „na neutralizację”. A rzeczywisty powód spadku ochoty na seks jest inny i po części wyjaśnia go przywołany cytat: „Teraz kobiety zarządzają seksualnością, jak chcą, formułują oczekiwania i wymagania”.

Lawinowy wzrost roszczeń, żądań i wymagań kobiet wobec nas, mężczyzn, którzy powinni każdego dnia udowadniać im, że są godni być ich partnerami, powoduje uzasadnioną niechęć do takich „nowoczesnych” kobiet. Dlaczego autorka wymieniła tak wiele przypadłości mężczyzn? Bo u nas i po nas widać emocje, a co z kobietami? Użyje lubrykantu i rzuci hasło: „Chcę znowu, teraz, zaraz i długo!”. 

Czytałem książkę „Panie przodem” i nie polecam jej zdroworozsądkowym facetom. Jej recenzentka pisze, że „feminizm to ruch na rzecz równych szans”. Więc może już czas, abyśmy MY – mężczyźni – na wszystkich kontynentach zjednoczyli siły w analogicznym haśle: „Maskulinizm to TEŻ ruch na rzecz równych szans”. Nie miałem dotychczas ochoty na radykalizację wygłaszanych poglądów, ale każdy nowy i atakujący mężczyzn artykuł przekonuje mnie o eskalacji „wojny płci”. A szkoda, bo zdecydowanie zgadzam się z refleksją: „Praca nad udanym pożyciem to pierwszy krok do sukcesu i rozkoszy”. TOBIASZ

Ale się nam Prezydent udał!

Oj, udał się, udał tak, że trudno uznać tego pana za przedstawiciela wszystkich Polaków co najmniej z kilku powodów, które on sam sprowokował. Miał być niezależny, jak wmawiali nam zbawcy narodu, a okazał się wiernym sługą swego pana z Nowogrodzkiej. Wybrany mikroskopijną większością głosów chce o wszystkim decydować. Oczywiście, jeśli spodoba się to Nowogrodzkiej. A ponieważ ja mam zupełnie inne zdanie o demokracji i o tym, jaki powinien być reprezentant wszystkich Polaków, nie uważam go za takiego.

Po pierwsze, chce wprowadzić dualistyczne rządy zbawców narodu i pałacu, czyli jego. Daje na to coraz to nowe dowody. Na przykład zagarnął prawem kaduka obowiązek szefów ABW dotyczący składania sprawozdań Premierowi. Chce, by to jemu owe sprawozdania składać, i to osobiście, co jest całkowicie niezgodne z przepisami ustawy o służbach, nie mówiąc o tym, że otoczył się ludźmi, z których nie każdy ma prawo do informacji niejawnych. Ale co tam ustawy, przepisy czy konstytucja! On jest niczym Król Słońce z hasłem: „Państwo to ja”, plus oczywista oczywistość – Nowogrodzka. Ale na drodze do samodzierżawia stoi wróg. W dodatku, jak twierdzi Nowogrodzka, wróg straszliwy, bo niemiecki. Więc pada rozkaz z Nowogrodzkiej: „Zadanie na dziś – zniszczyć wroga za wszelką cenę!”. A że to premier polskiego rządu, to co z tego? Nie takie rzeczy się robiło, prawda, panie Ziobro? 

Więc na początek pomachamy sobie wetem niczym maczetą w dżungli. I pomachał. Ustawa w sprawie języka śląskiego, o podniesieniu akcyzy na alkohol, ustawa o Parku Narodowym Doliny Dolnej Odry, o dopłatach do prądu i wiele innych, a właściwie wszystkie uchwalone przez obecny Sejm trafiły do pałacowego kosza. Nic to, że wyrzucone ustawy mają ogromne znaczenie dla nas, Polaków, i w ten sposób prezydent wyrządza wiele krzywdy swoim rodakom. Pozbawił Ślązaków prawa do uznania języka śląskiego jako regionalnego, bo to germanizacja Śląska. Bzdura! Zapraszam na Śląsk, żeby, zamiast wygadywać bzdury, posłuchał śląskiej godki.

Skrzywdził nas wszystkich, wrzucając ustawę o dopłatach do prądu, skrzywdził ludzi, którzy nie chcą zawierać związków małżeńskich i przez obecne prawo traktowani są jak obcy sobie ludzie, a to nie są wyjątki. Na przykład odmowa urządzenia parku narodowego w niewielkiej części Dolnej Odry uzasadniona tym, że zablokowane zostaną jakieś mityczne inwestycje, o których nikt nie ma zielonego pojęcia, to brak szacunku do polskiej przyrody. Prezydent ma w nosie unikatowe siedliska roślin i zwierząt na tym terenie. Nie rozumie, że fabrykę można wybudować wszędzie, a siedlisko powstaje czasem dziesiątki lat, zaś raz zniszczone może się nigdy nie odrodzić. To nic dla niego nie znaczy, to nieważne. Jednocześnie wygłasza frazesy, jak to on kocha Polskę.

Zresztą ta miłość do Polaków to też osobliwość. Dał dowód na to w niedawnej decyzji o odmowie mianowania młodych funkcjonariuszy ABW i nadania im stopni oficerskich, zamykając im drogę do dalszej kariery. Dodał do tego kuriozalne uzasadnienie, jakoby Tusk zakazał dowództwu ABW chodzenia do niego, do nie mojego prezydenta, na spytki (uważa, że to ich psi obowiązek!), i to co kwartał! Tylko dlaczego ofiarą rozpętanej przez niego awantury padli Bogu ducha winni młodzi funkcjonariusze, dlaczego to ich spotkała kara? To absurd, to wygląda na zemstę za nieudany skok na służby i postępek według powszechnej metody Nowogrodzkiej: kowal zawinił, to szewca trzeba powiesić. A to nie koniec szykan lokatora pałacu.

Obecnie jesteśmy świadkami zmasowanego ataku na rząd legalnie wybrany, który nie spodobał się Nowogrodzkiej, a zbawcom narodu w dodatku bardzo ciąży oderwanie od kasy. Więc, Panie Karolu, do roboty! Początek wypadł całkiem, całkiem; rekord odmów zdobyty, więc – za ciosem, bo im gorzej, tym lepiej. Odmowa mianowania sędziów, bo słuchają złych podszeptów P. Żurka, ministra sprawiedliwości, jest – jak na pałac – delikatnie mówiąc, obraźliwa. A to nie koniec szykan wobec rządu.

W zanadrzu ma jeszcze prawdziwą bombę – ustawy socjalne, różnego rodzaju 800 plus dla jak największej grupy beneficjentów. Pałac nie kryje, że celem jest rozwalenie budżetu i rozpisanie nowych wyborów. Rząd i większość sejmowa znajdzie się w saku, bo uchwalenie pałacowych projektów to nowe wybory, a nieuchwalenie – to wrzask, że Niemcy i Tusk chcą zagłodzić polski naród. Nowogrodzka przy pomocy pałacu nie cofnie się przed niczym, żeby znów dorwać się do koryta. Pozdrawiam RYSZARD

Po prostu wstyd…

Święto odzyskania niepodległości powinno być – i w większej części kraju jest – obchodzone z powagą, ale i radośnie, bo jest z czego się cieszyć. Jest tylko jedno miasto w Polsce, gdzie (…) wykorzystywane jest tylko do walki politycznej. Tym miastem jest nasza stolica, Warszawa, i powiem szczerze: często jak patrzę na te burdy, które wywołują rzekomi patrioci, a które ogląda cała Europa, to jest mi po prostu wstyd. Przemówienie Prezydenta, pełne wielkich słów i chwytliwych sloganów, miało uświetnić tę uroczystość, a tak naprawdę było puste i aroganckie. Zwróciłem szczególną uwagę na moment, w którym wspominał o przyczynach utraty państwowości przez nasz naród, wspomniał o niezgodzie, o wzajemnych oskarżeniach naszych byłych przywódców. 

Czy naszemu Prezydentowi nic to nie mówi? Czy nie widzi, czym obecna sytuacja różni się od tej sprzed wieków? Czy nie dostrzega, że podobnie jak wtedy liczy się tylko to, aby konkurentom przywalić, obrzucić ich błotem, aby nasze było na wierzchu? Nie przeszkadza nikomu, że rządzący kradną, że sprzeniewierzają publiczny grosz, że ministerstwa traktują jak zdobycz wojenną, a wszystko stanowi łup wybranych. Przyznaję, że rzadko oglądam telewizję, a już szczególnie programy informacyjne. Ale kiedy przypadkiem na coś trafię, to najczęściej jest mi po prostu wstyd, że takie mamy elity. WŁADYSŁAW GÓRNY

Polityka, głupcze, to nie pyskówka 

Medialne programy publicystyczne powinny, moim zdaniem, uczyć słuchaczy, telewidzów, obywateli właściwego odczytywania stosunków społecznych, szczególnie zaś stosunków politycznych. Powinny uczyć kulturalnej wymiany poglądów, dyskusji merytorycznej opartej na prawdziwych argumentach. Powinny uczyć poważnej rozmowy o państwie, o polityce, która jest sztuką rządzenia.

Mam, niestety, wrażenie, że uczestnicy tych programów uważają słuchaczy i telewidzów za ciemną masę. A tymczasem sami ujawniają swoje intelektualne braki. Większość biorących udział w tych rozmowach, często wulgarnych, nie wie, co to jest polityka. Nie rozróżnia apolityczności od apartyjności. Przedstawiciele partii politycznych, moim zdaniem, powinni toczyć spór o sposoby realizacji potrzeb obywateli, a oni tylko ubliżają sobie nawzajem, kłócąc się prymitywnie o interesy partyjne. Jak można oceniać Pana Hołownię jako marszałka Sejmu, a osobno jako polityka?

Przecież to jeden z najważniejszych urzędników w państwie, który powinien właśnie zachować apartyjność. Tak go oceniali dziennikarze w „Loży prasowej”. Wykonując tę funkcję, powinien zawiesić członkostwo w partii. Po co w tych sporach partyjnych biorą udział ministrowie prezydenta, którzy, moim zdaniem, powinni raczej łagodzić rozpalone głowy. Pan Zbigniew Bogucki z dumą chwali się, że jest aktywnym członkiem partii opozycyjnej, wulgaryzując kohabitację prezydenta z rządem.

To niezrozumienie systemu politycznego lub polityczne prostactwo. Są w państwie funkcje, które wymagają apartyjności. To dotyczy również samorządów, które bardziej realizują interesy partii, a nie mieszkańców. Wszystkie partie przeszkadzają samorządom, dlatego wybory do samorządów powinny być większościowe. Wybrana legislatywa powinna w konkursie wybierać przewodniczącego egzekutywy, np. prezydenta, burmistrza miasta czy wójta-menedżera. 

W naszym systemie politycznym jest dużo do wyprostowania, by można było nasz kraj nazwać demokratycznym. Dlaczego o tych sprawach nie ma dyskusji w programach publicystycznych, tylko ciągle kłótnia o koryto? Bo klasa polityczna i dziennikarze nie wiedzą, co to jest polityka. Wstyd, polityczne nieuki! JERZY KRYGIER 

2025-11-28

Angora