R E K L A M A
R E K L A M A

Awangarda francuska. Recenzja SUV-a DS 7

Choć to trudna sztuka, lojalnie trzymam kciuki za Francuzów, żeby w końcu stworzyli auto, które przebojem wejdzie do zdominowanej przez Niemców klasy premium. Kibicowanie „trójkolorowym” podyktowane jest sentymentem do aut znad Sekwany, które w swojej naturze mają zakodowane, żeby wyróżniać się wyglądem i nieoczywistymi patentami.

Fot. Maciej Woldan

Nie inaczej było ze sprawdzanym ostatnio SUV-em DS 7. Nie sposób zarzucić mu nijakości, prędzej idzie zachwycać się odważną stylistyką. Trudno jednak go polecać, bo znowu „coś” poszło nie tak.

Naiwnie liczyłem, że tym razem to będzie to. Tymczasem po tygodniowym teście i pokonaniu za kółkiem „luksusowego SUV-a” – jak nazywają go w salonach – grubo ponad tysiąca kilometrów pozostało mi nucić lekko przekształcony hit Budki Suflera. Znowu w życiu im nie wyszło. Trzeba zaznaczyć, że Francuzi rzucili się na bardzo głęboką wodę, chcąc rywalizować z potentatami w segmencie SUV-ów z pożądanej półki premium. Audi Q5, BMW X3, Mercedes GLC, Lexus NX czy doskonale sprzedające się w Polsce Volvo XC60 mają silnie ugruntowane pozycje na rynku. Żeby na poważnie bić się o względy klientów, do takiej walki trzeba się doskonale przygotować. Natomiast odpowiedzialni za skonstruowanie i wprowadzenie do oferty DS-a 7 jakby osiedli na laurach po tym, gdy tylko zobaczyli kapitalnie wyglądający projekt auta i dowiedzieli się o przestronnej kabinie. Jeśli w Paryżu wystrzeliły szampany i padły hasła o murowanym sukcesie, świętowanie rozpoczęto zdecydowanie przedwcześnie…

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-09-12

Maciej Woldan