Gdy weszła do domu przez garaż, usłyszała kroki na schodach i po chwili zobaczyła swojego męża, z którym od lat już nie mieszkała; za kilka dni miała się odbyć pierwsza rozprawa rozwodowa. Był ubrany w czarne spodnie, siwobiały sweter, miał czarne rękawiczki oraz czarną czapkę na głowie. Jak później zeznała Izabela Z., krzyknął do niej: „Zaj…ę cię, ku..o” i ruszył w jej kierunku z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Kobieta zbiegła po schodach na zewnątrz i krzyczała: „Ratunku!”. Następnie otworzyła bramę i próbowała zadzwonić pod numer 112. Nie mogła się jednak porozumieć z operatorem numeru alarmowego, a po chwili rozładował się jej telefon.
Smutne wiadomości i podane leki
Idąc ulicą, cały czas sprawdzała, czy nie biegnie za nią mąż. Nie biegł, a ona zobaczyła kilkanaście domów dalej jakichś ludzi, prawdopodobnie teściów sąsiada. Poprosiła ich o telefon i tym razem dodzwoniła się na policję. Cały czas martwiła się o mamę i czekała na przyjazd radiowozu. Gdy przyjechali policjanci, nie rozmawiano z nią. Na miejsce dotarła natomiast karetka pogotowia.
– Po jakimś czasie podeszła do mnie policjantka w cywilu i dwaj ratownicy medyczni. Jeden z nich powiedział, że ma smutne wiadomości, i podał mi jakieś leki – zeznawała.
Wiadomości dla córki Małgorzaty Z. były smutne, bo funkcjonariusze weszli do łazienki i tam zobaczyli leżącą w wannie starszą kobietę. Była naga. Lekarz stwierdził zgon, a później biegły napisał, że przyczyną śmierci było gwałtowne uduszenie, wcześniej była bita.
Subskrybuj