Youtuber może pozwać „Gazetę Wyborczą”. Zarzuca jej zagrożenie dóbr osobistych

Twórca kanału "Prawo Marcina" zapowiedział kroki prawne wobec Gazety Wyborczej, jeśli artykuł na jego temat nie zostanie zmieniony, a sama redakcja nie wystosuje sprostowania.

Fot. YouTube / oficjalny kanał Prawa Marcina

Nagłówek mówi nieprawdę?

Chodzi tu o postać Marcina Kruszewskiego z kanału „Prawo Marcina”, który dzieli się ze swoimi widzami wiedzą z zakresu prawa. W głównej mierze, choć oczywiście nie tylko, skupia się on na zagadnieniach szkolnych, analizując między innymi zasadność uwag w dzienniczkach, treść paradokumentu „Szkoła” czy prywatne wiadomości swoich widzów, którzy proszą go niekiedy o interwencję w danej sprawie.

1 lutego 2024 roku Marcin Kruszewski zamieścił film „GAZETA WYBORCZA KŁAMIE na mój temat”, w którym punktuje nieścisłości ze strony autora artykułu, a także zapowiada kroki prawne, o ile nie zostaną spełnione jego warunki. Wszystko to możemy wyczytać już w opisie materiału:

Na podstawie artykułu 24. kodeksu cywilnego wzywam Gazetę Wyborczą do zaprzestania naruszania moich dóbr osobistych poprzez nieprawdziwy artykuł opublikowany przez Gazetę Wyborczą Wrocław dnia 31.01.2024 r . Wzywam do zmiany tytułu, treści oraz dodania sprostowania do wspomnianego w odcinku artykułu do godziny 12:00 dnia 05.02.2024 r. Artykuł zawierający nieprawdziwe informacje, które nie były ze mną konsultowane, godzi w moje dobre imię, wizerunek oraz podważa mój profesjonalizm konieczny do wykonywania mojej pracy.

Słowo przeciw słowu. Lista wisząca na drzwiach

Zacznijmy jednak od początku, aby dokładnie nakreślić sytuację. Genezę konfliktu możemy odnaleźć w filmie na kanale „Prawo Marcina” pod tytułem „TA SZKOŁA CHCE WIEDZIEĆ CO ROBISZ W TOALECIE”. Autor materiału skupia się w nim na pewnych doniesieniach związanych z liceum w Strzelinie, gdzie rzekomo prawa uczniów maja być naruszane przez zmuszanie ich do wpisywania się na specjalną listę wiszącą na toalecie. Uczeń na wspomnianej kartce miał wpisać swoje dane, godzinę skorzystania oraz uzasadnić, jaki jest cel jego udania się do toalety. Wszystko miały nadzorować kamery.

Marcin Kruszewski zauważa, że taka sytuacja całkowicie godzi w prawa człowieka, jednocześnie jednak podkreśla on, iż doniesienia pochodzą od jednej ze stron. Z tego też powodu prawnik postanowił skontaktować się z samą placówką, aby usłyszeć jej wersję zdarzeń. Mimo kilku telefonów, nie udało się jednak nawiązać połączenia z sekretariatem.

W związku z tym Marcin Kruszewski nagrał film, w którym tłumaczy, co groziłoby szkole, gdyby okazało się, że taka kartka rzeczywiście została wywieszona na drzwiach toalety. Kruszewski jednocześnie podszedł do sprawy z pewną ostrożnością, ponieważ kilka komentarzy sugerowało, że lista stanowi żart i nie jest czymś realnie wprowadzonym przez placówkę.

Autor filmu jedenaście razy w swoim materiale podkreślił, że wcale nie potwierdza prawdziwości tej kartki. Jednakże po publikacji materiału do prawnika zgłosili się inni uczniowie, a także ich rodzice. O ile dyrekcja całkowicie zaprzecza, jakoby przedstawiona sytuacja miała być prawdziwa, o tyle wspomniani uczniowie i rodzice zdają się potwierdzać realność wywieszenia listy. Kruszewski zaznacza, że otrzymaliśmy tutaj spór, w którym słowo zostało skierowane przeciw słowu.

Reakcja dyrekcji

Jakiś czas po zamieszczeniu materiału, na wrocławskiej stronie Gazety Wyborczej pojawił się artykuł atakujący autora „Prawa Marcina”. Co więcej, swoje zdanie wyraziła w nim także dyrektorka szkoły w Strzelinie. Możemy przeczytać w przytoczonym tekście, że „pracownicy szkoły stali się ofiarami hejtu, choć był to żart uczniów” oraz że dyrektorka wytyka Kruszewskiemu brak rzetelności.

Artykuł zaznacza też, iż mail prawnika z prośbą o wytłumaczenie sytuacji dotarł do placówki w niedzielę, kiedy szkoła nie pracowała. Marcin Kruszewski jednakże w swym filmie zaznaczył ten fakt, a sama szkoła nie skorzystała z możliwości ustosunkowania się do sytuacji.

Na facebookowym profilu szkoły zamieszczono natomiast wpis odnoszący się do sprawy, który jest bardzo obszerny i który nazywa autora filmu nierzetelnym, a także zapowiada podjęcie wobec niego kroków prawnych. Wskazuje też na szerzenie się hejtu na placówkę pod wpływem materiału, co miało doprowadzić między innymi do głuchych telefonów. Pada tam także sformułowanie, że internauci powinni się zjednoczyć przeciwko nienawiści i przemocy słownej.

Marcin zapowiada kroki prawne

Główny zarzut Marcina Kruszewskiego wobec dziennikarza Huberta Głucha, który napisał artykuł na jego temat, jest taki, że bazuje on na tak zwanym „clickbaitcie”. Ma przyciągać szokującą treścią, która nie do końca jest zgodna z prawdą. Kruszewski zauważa, że „Gazecie Wyborczej” nie przystoi publikować tekstów charakterystycznych dla pospolitych brukowców.

Drugi zarzut związany jest z paywallem. Oczywiście to powszechna praktyka, ale Kruszewski mówi, że osoba, która nie zapłaci za dostęp, przeczyta wyłącznie króciutki tekst o tym, że youtuber uprawia hejt i jest negatywną osobą.

Czyli za poznanie prawdy, takiej, która przynajmniej w części nie będzie mnie pomawiać i zniesławiać, musicie zapłacić – uważa autor kanału.

Kolejny i ostatni zarzut dotyczy wspomnianego hejtu. Kruszewski zauważa, że dyrekcja zarzuca mu zapoczątkowanie tego negatywnego zjawiska wobec jej instytucji. Tymczasem już dużo szybciej, choćby na facebookowym profilu „Spotted Strzelin”, pojawiły się pierwsze sygnały o liście wywieszonej w licealnej toalecie.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, iż Gazeta Wyborcza nie skontaktowała się z Marcinem Kruszewskim, aby poznać jego opinię na ten temat. Wydaje się to dość absurdalne, zważywszy na fakt, że książka tego prawnika została wydana przez Agorę. Pozostaje jedynie czekać na to, czy Gazeta Wyborcza spełni żądania Kruszewskiego w ustalonym terminie. Twórca zapowiedział, że jeżeli nie dojdzie do takiej sytuacji, nie będzie grozić podjęciem kroków prawnych, tylko po prostu je podejmie.

2024-02-02

Sebastian Jadowski-Szreder