„Perfect Days”. Recenzja Skiby

Ludzie szukają szczęścia w drogich hotelach, odległych, tropikalnych krajach, w przestronnych willach, w luksusie i zbytku, ale okazuje się, że można być szczęśliwym, żyjąc skromnie i wykonując najprostsze prace.

Fot. kadr z filmu

Wystarczy tylko odnaleźć wewnętrzną harmonię i spokój duszy. Bohaterem nowego filmu Wima Wendersa, niemieckiego klasyka kina, jest sprzątacz toalet (w tej roli rewelacyjny Kōji Yakusho, nagrodzony za tę rolę na festiwalu filmowym w Cannes). Przykłada się do swojej pracy tak, jakby do toalety miał wejść sam król wszechświata, cesarz Japonii lub papież Franciszek. W tych monotonnych czynnościach, a także w niemal religijnym obcowaniu z przyrodą odnajduje radość życia. Domyślamy się, że milczący bohater, brany czasem za dziwaka, musi mieć jakąś mroczną tajemnicę.

Ciekawy to czyściciel toalet, który czyta książki z antykwariatu, np. Williama Faulknera, słucha na starych kasetach magnetofonowych Patti Smith i Vana Morrisona i z uśmiechem oddaje się mechanicznym czynnościom czyszczenia miejskich szaletów (w Japonii to naprawdę ciekawe obiekty). Gdy naskórkowo dotykamy jego tajemnicy, nie ma w tym ani szoku, ani żadnej podniecającej tandety.

Wim Wenders, reżyser arcydzieła „Niebo nad Berlinem”, jak zwykle opowiada nam historię nieśpiesznie. Długie ujęcia i milczące sceny są znakiem firmowym autora „Perfect Days”. Wreszcie mamy kino bez wybuchów, strzelanin i mordobicia, które wciąga nas bardziej niż sensacyjne fabuły pełne zwariowanych zwrotów akcji.

Manifest bycia kimś zwykłym i uprzejmym pokazany na tle wielkiej metropolii. Wydawałoby się, że taki bohater nie ma szans na sympatię współczesnego widza, przyzwyczajonego przecież albo do superagentów, którzy za pomocą agrafki są w stanie zdobyć tajne bazy Al-Kaidy, albo do seryjnych morderców, którzy ubrani w eleganckie garnitury mordują tak, jakby zapalali papierosa, ewentualnie do zapijaczonych artystów, którzy stworzyli kilka genialnych piosenek, po czym kopnęli w kalendarz.

Tymczasem okazuje się, że małomówny facet czyszczący kible, czytający książki i robiący zdjęcia liściom, drzewom i promieniom słońca, potrafi bardziej zaintrygować niż krzykliwi bohaterowie komedii i kryminałów. Piękne, poetyckie kino o życiu, które nawet z miotłą w ręku i szmatą do podłogi może być piękne i szczęśliwe, jeśli tylko znajdziemy w sobie równowagę. 

2024-05-15

Krzysztof Skiba