UE dba o ekologię, ale kosztem zwykłych ludzi, a nie bogaczy

Unia Europejska jeszcze bardziej chce zadbać o środowisko, przegłosowawszy nowe przepisy. Niestety wychodzi na to, że znów konsekwencje tego działania poniosą zwykli obywatele, nie zaś 1% najbogatszych ludzi na świecie.

Fot. domena publiczna

Pomysł Unii na ekologię

Rok temu Komisja Europejska zaproponowała nowe regulacje dotyczące redukcji opakowań i odpadów, a także promowania recyklingu. Zgodnie z tymi propozycjami do 2030 roku ilość opakowań używanych w UE miałaby się zmniejszyć o 5 procent, a następnie co pięć lat miałyby następować dalsze redukcje o 5 procent.

W ostatnią środę Parlament Europejski przegłosował i przyjął wspomnianą regulację, zaś niektóre z przepisów nawet zaostrzył. Główne cele skupiły się na minimalizacji ilości opakowań z tworzyw sztucznych. Zgodnie z wytycznymi przyjętymi przez PE, w ciągu najbliższych 7 lat ilość tego typu opakowań miałaby się zmniejszyć o 10 procent, do 2035 roku o 15 procent, a do 2040 roku o 20 procent.

Nowe regulacje obejmują również zakaz sprzedaży bardzo lekkich plastikowych torebek na zakupy w UE, chyba że ich użycie będzie wymagane ze względów higienicznych. PE proponuje również rezygnację z niektórych rodzajów jednorazowych opakowań tak, aby były większe i jednocześnie możliwe do ponownego napełnienia. Zwrócono również uwagę na konieczność eliminacji systemu owijania bagażu folią na lotniskach.

Parlament Europejski dąży do tego, aby do 2029 roku 90% materiałów używanych w opakowaniach było segregowanych. Regulacje sugerują, że redukcja jednorazowych opakowań może być wspierana przez umożliwienie konsumentom pakowania żywności i napojów na wynos we własne pojemniki.

Jeden procent bez rygoru

Chociaż unijne pomysły mają przyczynić się do poprawieniu ekologicznego dobrostanu, osobiście uważam, iż jest to tylko zasłona dymna. Teoria prezentuje się jako słuszna idea, jednak jeśli zagłębimy się w temat, odkryjemy, że proponowane zmiany to wyłącznie ułuda tego, że światowe rządy jakkolwiek interesują się ekologią.

Zacznijmy może od tego, że na przełomie lat rygor dbania o przyrodę nakładany był w głównej mierze na szarych obywateli. To oni musieli ograniczyć emisji dwutlenku węgla, to oni zobligowani byli do zadbania o to, aby zmiany klimatyczne nie nastąpiły na tak dużą skalę. Nie będę próbował przemycić tutaj tezy, że coś takiego jak zmiany klimatyczne, smog i tym podobne zagrożenia nie istnieją, bo byłby to czysty absurd. Zastanawia mnie jednak, dlaczego nakazuje się przeciwdziałać tym problemom wyłącznie zwykłemu Kowalskiemu i Nowakowi, których często na takie szczytne działania po prostu nie stać.

A finanse odgrywają tu istotną rolę, ponieważ sama wymiana pieca należy do kosztownych inwestycji. Można otrzymać rzecz jasna dofinansowanie, jednak mimo iż stanowi ono sporą kwotę, to równie spora pozostaje nam jeszcze do zapłacenia. Łączny koszt wymiany ogrzewania to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Skąd jakaś 70-letnia staruszka ze wsi ma wziąć na to pieniądze (zwłaszcza że pewnie nie ma Internetu i nawet nie wie, że można otrzymać dofinansowanie)? Zdaje się, że europarlament nie przejmuje się tą kwestią.

Przyjrzyjmy się jednak raportom międzynarodowej grupy humanitarnej Oxfam, bo powinny one nieco rozjaśnić problem, który zamierzam poruszyć. W 2020 roku badania przeprowadzone przez Oxfam i Sztokholmski Instytut Środowiska (SEI) wykazały, iż najbogatszy 1% populacji świata jest odpowiedzialny za większą emisję dwutlenku węgla niż najbiedniejsza połowa ludzkości. Przy tym jednocześnie udział najbogatszych w globalnych emisjach szybko rośnie.

Dwa lata później pojawiła się kolejna publikacja badań Oxfam i wykazała ona, że inwestycje zaledwie 125 miliarderów generują rocznie 393 miliony ton dwutlenku węgla, co jest równoznaczne z emisją całej Francji. Każdy z tych 125 miliarderów emituje rocznie średnio milion razy więcej niż najbiedniejsze 90% populacji.

Raport pokazuje, że inwestycje tych miliarderów generują rocznie średnio 3 miliony ton dwutlenku węgla na osobę, czyli milion razy więcej niż średnia misja  tego związku chemicznego dla osób z najbiedniejszych 90%. Autorzy raportu zauważają, że rzeczywiste emisje mogą jawić się jako jeszcze wyższe, gdyż informacje na ich temat publikowane przez przedsiębiorstwa często zawierają umyślnie zaniżone wartości. Oczywiście trzeba mieć też na uwadze, że nie wszystkie firmy zostały uwzględnione przez Oxfam.

A zatem, kiedy zamawiamy colę i zostajemy zmuszeni do picia jej przez papierową słomkę (przy czym kubek oczywiście wykonano „ekologiczne” z plastiku), zastanówmy się, czy na pewno sprawiedliwe jest to, że czołowi ekoaktywiści oraz miliarderzy podróżują sobie prywatnymi helikopterami.

UE a mikroplastik. Brak przejęcia tematem

Kolejnym argumentem potwierdzającym, iż zainteresowanie ekologią ze strony UE zakrawa o mit, jest wspieranie pewnej gałęzi gospodarki związanej z odzieżą. Popularnie zwykło się ją nazywać „fast fashion”. Jej celem jest dostarczanie konsumentom modnych ubrań w szybkim czasie oraz w niskich cenach. Problemem takiego modelu biznesowego jest pozostawienie w atmosferze ogromnego śladu węglowego. O tym jednak napiszę za moment, bo oprócz negatywnego wpływu na ekologię „fast fashion” powoduje także uszczerbek na naszym zdrowiu i wspiera niewolniczy system pracy.

Oprócz „fast fashion” istnieje jednakże coś bardziej szkodliwego – „ultra fast fashion”. Jak możecie się domyślić, produkcja i konsumpcja mają tu być jeszcze szybsze. Jako przykład może tu posłużyć choćby firma Shein. Jest to temat bardzo rozległy, rozgałęziający się na wiele problemów, ale skupmy się wyłącznie na ekologii.

Nie chcę stawiać tezy, że Unia w ogóle nie interesuje się kwestią ochrony środowiska. Nie byłaby to prawda. Prawdą jednak na pewno jest to, że Unia traktuje ochronę środowiska bardzo wybiórczo i z jednej strony promuje wiele ważnych inicjatyw, a z drugiej strony nie zwraca uwagi na inne potencjalne niebezpieczeństwa.

Recykling wyrzuconych ubrań praktycznie nie istnieje. Zdecydowana większość z nich trafia na ogromne wysypiska albo jest spalana w specjalnych piecach. W obu przypadkach śmieci te zalegać będą w biednych krajach takich jak Kenia, Tanzania czy Kambodża. A jak prezentuje się transport? Otóż, wyprodukowane ubrania najpierw ruszają statkiem  z kraju produkcji (między innymi Chin) do państw UE. Gdy dotrą na miejsce i zostaną kupione, ze względu na niską jakość najpewniej szybko trafią do śmietnika. UE gromadzi te ubrania-śmieci i następnie odsyła je z powrotem do dalekich krajów. Tu już emisja dwutlenku węgla następuje dwukrotnie.

Drugą istotną sprawę stanowi fakt, iż zdecydowana większość tanich i dopuszczonych do obrotu przez UE ubrań została wykonana z plastiku. Ten rozkłada się bardzo długo, ale – jak napisałem wcześniej – istnieje także alternatywa w postaci spalenia ciuchów w piecach. To generuje z kolei dużo energii, emitując kolejną dawkę dwutlenku węgla, a także przenosząc mikroplastik do powietrza i wód. Podejrzewam, że tak naprawdę każdy z nas w tej właśnie chwili posiada w organizmie choć odrobinę tego mikroplastiku. I nie, nie jest on dla naszego ciała obojętny.

Jestem bardzo ciekaw, czy UE podejmie niedługo temat recyklingu, bo to także interesująca kwestia ze względu na najnowsze badania. Wykazały one, iż recykling plastiku może go uczynić jeszcze bardziej toksycznym.

Nie przekonuje mnie zatem inwestowanie ze strony UE w samochody elektryczne, na które nikogo praktycznie nie będzie stać. Nie przekonuje mnie wprowadzenie w Warszawie stref czystego transportu, która w efekcie nie pozwoli wielu uboższym mieszkańcom poruszać się w celu załatwieniu podstawowych spraw. O środowisko należy dbać i mamy na to realną możliwość, jednak tu działa nie ekologia a polityka nastawiona na zarabianie.

 

 

2023-11-24

Sebastian Jadowski-Szreder